Platforma dialogu polsko-żydowskiego
 
 
 

"Nie bój się, dziecko"

Prof. Szymon Redlich, profesor historii na Uniwersytecie Ben Guriona w Izraelu: Zdaniem wielu historyków żaden inny katolicki hierarcha nie dostarczył tak bezpośredniego świadectwa na temat Zagłady i nie okazał takiej troski o los Żyda jako Żyda.
Rozmawiał ks. Adam Boniecki

Ks. Adam Boniecki: Panie Profesorze, skąd to zainteresowanie metropolitą Andrejem Szeptyckim?

Szymon Redlich: W 1985 r. zostałem poproszony o przygotowanie na międzynarodową konferencję w University of Toronto wykładu „Szeptycki i Żydzi w czasie II wojny światowej”. Odkryłem wówczas – bo wcześniej się tym tematem nie zajmowałem – że pokazuje on główne problemy stosunków między Żydami, Ukraińcami i Polakami w Galicji Wschodniej. Od tego czasu wciąż do niego wracam. Mój wykład, potem rozbudowany, był tłumaczony i publikowany w różnych miejscach. Niebawem ma się ukazać również w Polsce.

Skąd ta wierność Szeptyckiemu?


Zajmuję się sprawą przyznania mu tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Szeptycki ocalił – osobiście albo przez swoich ludzi w Kościele unickim – ok. stu pięćdziesięciu Żydów. Żyje ich dziś jeszcze ośmiu albo dziewięciu. To, że tytułu wciąż nie przyznano, jest wielką niesprawiedliwością.

A dlaczego nie przyznano?

Bo w komisji, która zajmowała się tym 20 lat temu, a spotkała się 13 razy, zawsze były głosy za i przeciw. Na ostatnim spotkaniu, w 1991 r., zapadła decyzja negatywna. Ocaleni kilkakrotnie się zwracali do Yad Vashem, ale bez skutku.

A obecnie?

Będąc we Lwowie, rozmawiałem z księdzem rezydującym u świętego Jura – tam, gdzie był Szeptycki. Powiedział mi, że coś drgnęło w sprawie beatyfikacji, bo znaleziono dokumenty podważające zarzut, że w czasie wojny Szeptycki odnosił się negatywnie do ludzi polskiego Kościoła. Ale tam sprawy idą bardzo powoli.

Wróćmy do spraw żydowskich.

Może te sprawy są ze sobą związane? Gdy jedna strona ruszy, to może pójdzie za nią druga?

Jako historyk przez wiele lat nie chciałem się zajmować sprawami publicznymi, ale teraz widzę rzeczy trochę inaczej. Jestem na emeryturze, mam więcej czasu i więcej swobody. Skontaktowałem się więc ze wszystkimi żyjącymi ocalonymi przez Szeptyckiego. Z moją pomocą przygotowali i przesłali w grudniu 2005 r. do Yad Vashem apel o wznowienie prac komisji (wśród sygnatariuszy jest znana polska osobistość, człowiek ocalony przez braci Szeptyckich – prof. Adam Daniel Rotfeld). Potem profesor Gutman, jeszcze jeden historyk, członek komisji „Sprawiedliwych...” i ja napisaliśmy list, który 27 kwietnia 2006 r. przekazaliśmy przewodniczącemu Yad Vashem, panu Avnerowi Shalev.

Komisja zostawiła furtkę: można wrócić do sprawy, jeśli będą nowe materiały. A ja znalazłem coś, co nie było przedkładane komisji. 

Co to takiego?

M.in. list pasterski Szeptyckiego „O miłosierdziu”, podobny do znanego listu „Nie zabijaj”. Opublikowano go dawno, na łamach katolickiego pisemka w Kanadzie – Komisja go nie miała. Powstał w czerwcu 1942 r., kiedy hitlerowska polityka wobec Żydów była już oczywista. Decyzję o ostatecznym rozwiązaniu – wiemy o tym teraz prawie stuprocentowo – powzięto między październikiem a grudniem 1941r. Sądzę, że Szeptycki, choć wiedział, co się dzieje, dopiero po kilku miesiącach zdał sobie sprawę z tego, jaki jest zamiar Niemców. Wtedy napisał te dwa pasterskie listy. W liście o miłosierdziu, nie przypadkiem, znalazło się wiele cytatów ze Starego Testamentu, z proroków i z Księgi Mądrości, dostosowanych do aktualnej, tragicznej sytuacji. W punkcie 48. zwraca się do swojego narodu, do swoich wiernych, do Ukraińców z prośbą, by byli gotowi poświęcić życie dla ocalenia bliźniego. W punkcie 49. jednoznacznie potępia wszelkie zabijanie ludzi: „każdy bliźni jest bratem i stanowi część rodziny ludzkiej”. W kontekście tamtego czasu brzmi to mocno i dramatycznie. 

Bo mówi nie tylko o Ukraińcach czy chrześcijanach...

Mówi o ludziach. To jest przeciw myśleniu rasistowskiemu. Są też listy Szeptyckiego do Watykanu, w których opisywał postępowanie Niemców wobec ludności żydowskiej. Kilka lat temu – ale już po ostatnim zebraniu komisji Yad Vashem w sprawie Szeptyckiego – międzynarodowa katolicko-żydowska komisja historyczna badała dokumenty Watykanu dotyczące Holokaustu. Ustaliła m.in., że w końcu sierpnia 1942 r. metropolita Andrej Szeptycki przekazywał papieżowi pisma, w których dobitnie opisywał totalną zagładę Żydów i miejscowej ludności. Zdaniem tych historyków żaden inny katolicki hierarcha nie dostarczył tak bezpośredniego świadectwa i nie okazał takiej troski o los Żyda jako Żyda – znajdującego się w centrum niemieckich działań.

Co więc było przeszkodą w przyznaniu Metropolicie tytułu „Sprawiedliwego”?

Listę zarzutów dostałem kilka lat temu z Yad Vashem. Dzisiaj by mi tego materiału prawdopodobnie nie dali. Może chcieli mnie przekonać? Nie wiem. To interesujące, jak ludzie związani z Yad Vashem są w swoim myśleniu zafiksowani.

Pierwszy zarzut – Szeptycki wspierał organizowanie dywizji SS w Kawęczynach. U Żydów wszystko, co jest związane z literami „SS”, budzi złe emocje. Mój komentarz: tu nie myśli się logicznie, ale w grę wchodzą emocje. Sam fakt zaistniał rzeczywiście. Jednak wspieranie powstających dywizji nie było wsparciem dla Hitlera ani dla ideologii nazistowskiej. To się działo wiosną i latem 1943 r., po Stalingradzie, kiedy ludzie już wiedzieli, że koło się odwróciło i że Niemcy się cofają. Moim zdaniem, podzielanym przez innych historyków, Szeptycki się obawiał, że z wycofywaniem się Niemców i przyjściem armii sowieckiej nastąpi jakiś straszny czas anarchii, bezwoli. 

Jednak początkowo miał nadzieję, że...


...że będzie wolna Ukraina. Teraz miał nadzieję, że ukraińska jednostka militarna, nawet zorganizowana przez Niemców, będzie w czasach anarchii bronić miejscową ludność. I choć było to naiwne, prawdopodobnie się spodziewał, że po klęsce Niemców będą między Wschodem a Zachodem, Rosją a Ameryką i Anglią jakieś umowy, które stworzą warunki dla niepodległości Ukrainy. Sądził, że będzie dobrze, jeśli naród będzie miał jakąś armię.

Dla niego po Panu Bogu najważniejszą sprawą była samoistna Ukraina.


Ja bym powiedział, że na równi. Jestem historykiem, jestem Żydem i ja to widzę mniej więcej na równi. Był ukraińskim nacjonalistą, nie zaprzeczam, ale jednocześnie był niezwykłym humanistą. To postać tragicznie rozdarta między jednym i drugim. Na tym polegała jego tragedia, a nie na tym, że popierał politykę Niemców wobec Żydów. On Żydów ratował.

Drugi zarzut – że ocalanie Żydów było wśród zajęć Szeptyckiego sprawą marginalną. Żeby tak myśleć, trzeba być idiotą. Oczywiście, że jako metropolita miał wiele innych spraw. Oni oczekiwali, że to będzie centrum jego działania.

Trzeci zarzut – Szeptycki był najważniejszą postacią polityczną, autorytetem politycznym Ukrainy, jakby superpolitykiem, i dlatego odpowiada za niemoralne zachowanie Ukraińców. Moja odpowiedź na to jest taka, że on nigdy politycznym przywódcą nie był. Był przywódcą religijnym i moralnym, ale nie politycznym.

Jest jeszcze jeden zarzut: Szeptycki nie wypowiedział się publicznie przeciwko mordowaniu Żydów przez Ukraińców. Dlaczego w listach pasterskich „Nie zabijaj” i „Pro miłoserdia” nie napisał czarno na białym „nie zabijaj Żydów”? Odpowiadam, że tak myśleć może tylko ten, kto nie zna historii tych czasów. Gdyby napisał „nie zabijaj Żydów”, to wszystkie te listy byłyby skonfiskowane, a on sam aresztowany.

I jest jeszcze jeden interesujący punkt, który pokazuje stereotypy myślenia. Szeptycki nienawidził bolszewików i Rosji sowieckiej, a tymczasem Rosja sowiecka ratowała Żydów. Jako historyk Rosji sowieckiej dokładnie wiem, jak ratowała i jak nie ratowała. Ten argument jest moim zdaniem całkiem niepoprawny. Sowieci nie zamierzali Żydów ani zabijać, ani ratować. 250 tysięcy polskich Żydów ocalało w Rosji sowieckiej dlatego, że jesienią 1939 r. jako „opastnij element” zostali wywiezieni w głąb kraju. Ocaleli nie dzięki sympatii Rosji sowieckiej do Żydów, ale dlatego, że byli karnie zesłani.

Sam przez wiele lat miałem silny sentyment do Armii Czerwonej, bo ona mnie wyzwoliła. Ale ona nie przyszła wyzwolić Redlicha spod okupacji niemieckiej, przyszła, bo szła zdobywać zapad.

A pretensje o antysemickie wypowiedzi Szeptyckiego?

Taka wtedy była chrześcijańska teologia – to jest też częścią tej złożoności.

Jest takie wspomnienie rabina Lwowa Dawida Kahane, którego Szeptycki ocalił. Rozmawiali kiedyś w bibliotece u św. Jura i Szeptycki zacytował znane powiedzenie: „niech krew Jego będzie na nas i na dzieci nasze”. Następnego dnia – według wspomnień Kahanego – za te słowa go przeprosił. Powiedział, co powiedział, ale przemyślał i siebie samego skorygował.

Jest jeszcze zarzut, że nie interweniował, kiedy w pierwszych dniach okupacji niemieckiej Ukraińcy we Lwowie zaczęli pogromy. To fakt. Tłumy Ukraińców wymordowały wtedy kilka tysięcy Żydów we Lwowie oraz w okolicznych miastach i miasteczkach. Ale spróbujmy wejść w sytuację Szeptyckiego. Sądzę – nie potrafię tego udowodnić, ale sądzę – że Szeptycki był kompletnie oszołomiony tym, co się działo na ulicach Lwowa. Lato 1941 r., wszystko się wali, rozszalały tłum w amoku... Co konkretnie mógł zrobić, żeby ten tłum zastopować?

I ostatni zarzut – też idiotyzm – że Szeptycki był ideologicznym sojusznikiem Hitlera. Podstawą jest list, który latem 1941 r. wysłał do Hitlera. Ten list był podpisany przez kilka postaci ukraińskich, również przez metropolitę. Witali Hitlera jako oswobodziciela narodu spod jarzma Sowietów. Tak to wtedy odbierano.

Szeptycki był postacią wielowymiarową. Były w nim rzeczy bardzo dobre, były i negatywne. Moim zdaniem ostateczny bilans jest pozytywny. Mogę o tym dyskutować z Żydami i z Polakami.

Propaganda komunistyczna eksponowała te negatywne.

Propaganda komunistyczna zrobiła tu wiele złego. Miała wpływ nawet na tych, którzy byli antysowieccy. Zdaniem Rotfelda dokumenty dotyczące Szeptyckiego były sfałszowane przez KGB i NKWD. Tego nie badałem, więc o tym mówić nie mogę. 

Na szczęście jeszcze żyją przez niego ocaleni.

Oni go ubóstwiają. Np. pani Lili Polman z Londynu wspomina, jak po przybyciu do św. Jura zaprowadzono ją do gabinetu metropolity. On położył rękę na jej głowie i po ukraińsku powiedział: 

A czego się boi Yad Vashem? Opinii publicznej?

Tak. Kiedy w Izraelu powiesz coś dobrego o Ukraińcach, zaraz cię napadną. Na mnie napadali nieraz. O Polakach też, ale najgorzej o Ukraińcach. 

Bo „Ukraińcy szli z Hitlerem”?


Tak, i Ukraińcy zabijali Żydów. Ale przecież nie wszyscy. Ja zostałem ocalony przez Ukrainkę.

Andrzej (Andrej) Szeptycki


Postać greckokatolickiego metropolity Lwowa Andrzeja Szeptyckiego (1865–1944) – dziś duchowego autorytetu dla Ukraińców – od lat budzi emocje. Prowadzone są prace zmierzające do jego beatyfikacji, a z drugiej strony oskarża się go o nacjonalizm i współpracę z Niemcami.

Andrzej Szeptycki wywodził się z rodziny wyrosłej na polsko-ukraińskim pograniczu, której przedstawiciele dokonywali różnych wyborów religijnych i politycznych. Jego brat był legionistą i generałem Wojska Polskiego; bratanek – oficer rezerwy i kleryk rzymskokatolicki – zginął w Katyniu.

Roman Maria Aleksander hr. Szeptycki – tak brzmiało jego świeckie imię – wybrał tożsamość ukraińską i kapłaństwo. Mianowany przez papieża w 1900 r. metropolitą galicyjsko-
-lwowskim obrządku greckokatolickiego, wcześnie zaangażował się w działalność polityczną i w budowanie ukraińskiej tożsamości narodowej. W czasach C.K. monarchii był m.in. wicemarszałkiem galicyjskiego Sejmu Krajowego. Podczas I wojny światowej więziony przez Rosjan, gdy w 1918 r. wybuchły walki polsko-ukraińskie, był duchowym przywódcą idei budowy niepodległej Ukrainy.

W 1939 r. pakt sowiecko-niemiecki sprawił, że metropolita zaczął odgrywać coraz większą rolę – i coraz częściej musiał dokonywać pragmatycznych wyborów ściśle już politycznych. Najpierw, jeszcze w sierpniu 1939 r., potępił narodowy socjalizm. Potem, po zajęciu Lwowa przez ZSRR, zalecał duchownym lojalność wobec władz sowieckich (acz przewidując, że może paść ofiarą NKWD, potajemnie wyświęcił następcę, biskupa Josyfa Slipyja).

Po wybuchu wojny między III Rzeszą a ZSRR Szeptycki postawił – jak wielu Ukraińców – na Hitlera, wierząc, że umożliwi powstanie niepodległej Ukrainy. Po zajęciu Lwowa przez Niemców wydał odezwę witającą Wehrmacht, a w lipcu 1941 r. w imieniu swoim i narodu ukraińskiego skierował do Hitlera deklarację woli uczestniczenia w budowaniu „nowego porządku w Europie”. Jednak, mimo nacisków otoczenia, nie wydał apelu do młodzieży ukraińskiej, aby wstępowała do powstającej od 1943 r. ukraińskiej dywizji Waffen-SS. Podobnie nie popierał UPA, ale też nie potępiał jej działań. Potępiał za to w listach pasterskich wszelkie morderstwa i morderców.

Zarazem zorganizował sieć pomocy Żydom, dzięki której uratowano co najmniej kilkaset osób (w swoim pałacu ukrywał dwóch rabinów). Występował też w ich obronie w liście do Himmlera (w lutym 1942 r.), a także do władz okupacyjnych – jak wiadomo, bezskutecznie.

Szeptycki zmarł w listopadzie 1944 r.

Dwukrotnie, w roku 1958 i 1962, podejmowano starania o jego beatyfikację, ale Watykan odrzucał wnioski. Od kilku lat nowy wniosek o beatyfikację znajduje się w Watykanie.

„Szeptycki kolaborował z nazistami, ale zarazem ratował życie Żydom” – napisał o nim Szewach Weiss, krajan arcybiskupa (galicyjski Żyd), określający go mianem „ukraińskiego Schindlera”. A Żydzi, których w okresie wojny uratował, zabiegają o zaliczenie go w poczet Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Wśród osób zajmujących się tą sprawą jest prof. Szymon Redlich. Urodzony w 1935 r. we Lwowie, młodość spędził w Brzeżanach. Ocalały z Holokaustu, w 1950 r. wyemigrował do Izraela. Ukończył historię i literaturę na Uniwersytecie Jerozolimskim, sowietologię na Uniwersytecie Harvarda i historię żydowską na uniwersytecie nowojorskim. Dziś emerytowany profesor historii na Uniwersytecie Ben Guriona w Izraelu, jest autorem m.in. wydanej po polsku książki „Razem i osobno. Polacy, Żydzi, Ukraińcy w Brzeżanach 1919–1945”, porównywanej przez recenzentów do prac Jana Tomasza Grossa.

Tygodnik Powszechny