|
Halina Birenbaum
Latem ubiegłego roku spotkałam się w oświęcimskim klasztorze
sióstr karmelitanek z dwoma studentami WSD w Tarnowie, M.K. i P.M.
i ktorzy po przeczytaniu moich wspomnień z lat Holocaustu, zadali mi
szereg pytań. Podaję tutaj te pytania i moje odpowiedzi.
26 stycznia 2005 roku w Oświęcimiu odbywały się urczystości
rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Redakcja
Poślij mnie dotarła do jednej z byłych więźniarek KL Auschwitz,
pani Haliny Birenbaum, która zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań.
Jakie są Pani związki z Polską? Czy czuje się Pani Polką?
Urodziłam się w Warszawie, wiążą mnie z Polską wspomnienia szczęśliwego
dzieciństwa na łonie kochającej rodziny, język, krajobrazy - wspomnienia
walk o życie w czasie wojny i okupacji niemieckiej. Nie powiedziałabym,
że czuję coś szczególnego w związku z przynależnością narodową. Czuję
się po prostu człowiekiem, jedną z wielu na świecie. Jestem polską
Żydówką, nie chwalę się tym ani wstydzę, bo uważam, że człowieka chwali
to, jakim jest, a nie z jakiego narodu się wywodzi, za co wszak nie
on odpowiada.
Dlaczego po wyzwoleniu Auschwitz nie pozostała Pani w Polsce?
Kiedy wróciłam po wyzwoleniu z hitlerowskich obozów śmierci, napotykałam
często na wyrazy niechęci z powodu mojego żydowskiego pochodzenia.
Przeraziły mnie, jak większość mnie podobnych, uratowanych z zagłady,
osieroconych rozbitków - pogromy na terenie Polski, jak w Kielcach
i innych miejscowościach. Było to wielkim bólem po tych wszystkich
cierpieniach i mordach z rąk niemieckich nazistów, po utracie wszystkich
i wszystkiego na progu wolności. Wszyscy więc niemal, i ja wśród nich,
postanowiliśmy wyemigrować, przeważnie do Izraela, gdzie tworzyło się
samodzielne państwo żydowskie.
Czy ciężko było po doświadczeniach obozowych, odnaleźć się w
"normalnym" życiu?
Nie było ciężko wrócić do życia po wojnie, przecież to było szczęściem,
a wtedy wprost nieziszczalnym marzeniem. Każda drobnostka była radością:
spać w łóżku a nie na przetłoczonej pryczy, jeść przy stole z talerza,
łyżką, kroić sobie chleba ile dusza zapragnie, wszystko to było nieosiągalne
w ciągu lat w getcie i obozach! Po wojnie, to już były normalne ludzkie
problemy w zmaganiach o egzystencję, z którymi można sobie radzić. Było
smutno bardzo bez krewnych, bliskich w innym kraju, klimacie, warunkach.
Zwłaszcza w święta odczuwało się boleśnie tę samotność, gdy tacy, co
nie przeżyli Holocaustu i nie utracili swych rodzin, zasiadali razem
do stołów. Pytania i żal moich dzieci w takich chwilach bardzo mocno
ciążyły.
Jakie znaczenie ma dla Pani tytuł Człowiek Pojednania 2001 nadany
przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów?
Tytuł "Człowieka Pojednania" nadany mi przez Polską Radę Chrześcijan
i Żydów jest dla mnie wielkim zaszczytem, radością i satysfakcją; uznaniem
mojego skromnego udziału w sprawie porozumienia między ludźmi. Dowodem,
że możliwa jest między nami przyjaźń, wzajemne poszanowanie - że uprzedzenia
i wrogość nie są wyłączne i nie do przezwyciężenia. Nadzieja!
Znany jest wszystkim przypadek Ojca Maksymiliana Kolbe, a czy
Pani spotkała sie w obozie z przypadkiem śmierci za wiarę?
Spotkałam się w obozie z przypadkami poświęcenia, aż po śmierć z miłości
i przywiązania do drugiego człowieka. Jest to również rodzaj wiary. Sama
o mało nie straciłam życia podczas jednej z selekcji, gdy w żaden sposób
nie dałam oderwać od siebie ukochanej bratowej, która zastępowała mi
w obozie matkę zagazowaną przez hitlerowców na Majdanku. Esesman rozkazał
zapisać także i mój numer na listę wyznaczonych do gazu, skoro nie chciałam
się rozstać ze skazaną na śmierć bratową. Zdarzył się jednak cud. Scena
mojego dziecinnego uporu spodobała się innemu esesmanowi - i zwolnił
nas obie. Hela była już kościotrupem, wiedział, że nie wytrzyma długo.
Czy w obozie różnica wyznań, religii, byla aż nadto widoczna,
czy może zaistniała sytuacja jednoczyła wszystkich bez względu na wyznanie?
W piekielnych warunkach i stosunkach między katami oraz męczonymi, głodzonymi,
nękanymi chorobami, zimnem, robactwem i biciem ofiarami, wszystko inne
stawało się znikome. A sprawa wyznań i pochodzenia była tutaj głównym
powodem do wyroku śmierci przez masowe odsyłanie do gazu, jak w przeważającym
przypadku, Żydów.
Na okładce Pani książki Nadzieja umiera ostatnia pojawia
się czyjeś stwierdzenie: "Jej twórczość jest swiadectwem pamięci o
holokauście i zarazem dowodem niezniszczalności najbardziej ludzkich
uczuć: nadziei, miłości do świata i życia w każdej postaci" A co z
wiarą? Czy została ona zniszczona? Nie przetrwała tej próby?
Trwanie uczuć ludzkich, jak nadzieja, pamięć, miłość do świata i życia
w każdej postaci - u mnie, która w ciągu pięciu lat, w wieku od 10 do
15 lat doświadczałam i byłam świadkiem największego zła, oddychałam zapachem
palonych masowo ludzi, których widziałam codziennie wyganianych z pociągów
i zaciąganych do komór gazowych, która straciła ojca w Treblince, matkę
na Majdanku, brata i bratową w Auschwitz i wszystkich krewnych, oprócz
jednego brata - to na pewno bardzo wiele. To przetrwanie próby człowieństwa
i wiary.
Dlaczego dopiero w 1986 roku przyjechała Pani do Polski? Jakie
uczucia towarzyszyły temu powrotowi?
Rząd w komunistycznej Polsce za wzorem (czy nakazem) Związku Radzieckiego
prowadził politykę pro-arabską w konflikcie na Bliskim Wschodzie i nie
wpuszczał Żydów z Izraela. Dopiero w roku 1983 zaczęli wydawać zezwolenia
na wspólne, grupowe wizy na 8-10 dniowy pobyt w Polsce. W roku 1967 została
opublikowana w Warszawie moja książka "Nadzieja umiera ostatnia" i wielu
czytelnikow zaczęło pisać do mnie listy. Ale dopiero po 20 latach mogłam
przyjechać. Było to dla mnie niesamowitym doznaniem stanąć znów po 40
latach na ziemi polskiej, kraju mojego dzieciństwa i ogromu przeżyć!
Czułam się, jakbym była dwiema osobami w jednym ciele: dziecko pośród
swoich, w znanym od urodzenia klimacie i krajobrazach, nazwach ulic i
miast bliskich tak bardzo, książek, wierszy polskich, nauczonych na pamięć,
piosenek, zapachów. Potem wyodrębniona ze swym narodem od ludzi innego
pochodzenia i wyznania, prześladowana i skazana na śmierć - a teraz
piędziesięcioletnia kobieta, matka i babka, mówiąca po hebrajsku, "turystka"
z Izraela z aparatem fotograficznym w ręku.Chciałam fotografować i zabrać
ze sobą do domu, do moich bliskich to wszystko, co mi było tak drogie,
tutaj, w Polsce, nawet powietrze wokół siebie! Całą swą przeszłość i
teraźniejszość w niej, tak mocno związaną na zawsze z tym krajem, z tymi
miejscami - stacjami mojego życia i walk o nie w najgorszych czasach,
jakich kiedykolwiek przedtem nie zaznała ludzkość.
Napisała Pani: "Przysięgłam wówczas, że o ile przeżyję wojnę
i będę miała co jeść nigdy nie narzucę sobie żadnego postu. Ślubując
to wywierałam świadomie i z satysfakcją zemstę na owym Bogu, w którego
wierzono w domu moich rodziców, który opuścił nas wszystkich w nieszczęściu,
który tu w hitlerowskich obozach zagłady, okazał się wymysłem oszukańczych
kapłanów, nakazujących miłość i szacunek dla niego, strach przed jego
sprawiedliwoscią!" Jak dziś, 40 lat od napisania tych słów skomentowałaby
je Pani? Czy i dziś brzmiałyby tak mocno?
Sytuacja w latach holocaustu, widok codzienny pociągów z ludźmi, Żydami
z całej Polski, całej Europy, mężczyzn, kobiet, dzieci, starców gnanych
do gazu; słup ognia oświetlający obóz z ich palonych ciał i ten swąd
wieczny; męki towarzyszy niedoli i własne, o których w nikłych zarysach
podałam w odpowiedziach na poprzednie pytania. I jeszcze dodać do tego
kilkudniowy tzw. "Marsz Śmierci" na krótko przed wyzwoleniem Auschwitz,
w śnieg, mróz, głód, nieustanne chodzenie bez chwili odpoczynku z przestrzelonym
ramieniem i obezwładnioną ręką, a potem pierwsze 10 dni w obozie w Niemczech
(Neustadt-Glewe), gdzie nie dawali absolutnie żadnego jedzenia i gnali
do pracy, są tłem moich gorzkich wypowiedzi. Trzeba się bardzo mocno
i bardzo głęboko zanurzyć w tej rzeczywistości, wczuć się w nią rozumem
i sercem, każdym nerwem, całym sobą, by pojąć, co złożyło się na taką
wypowiedź.
Czy ludzie rzeczywiście w obozie zaczynali wątpić w istnienie
sprawiedliwego, kochającego Boga?
Ludzie w obozie myśleli (póki jeszcze byli w stanie myśleć w ogóle) o
kęsie chleba, łyku wody i powietrza, o centymetrze przestrzeni by zmieścić
gdzieś zamęczone, pobite, schorowane, wychudzone do kości ciało, za co
wybierano ich w selekcjach do gazu - i niemal o niczym poza tym. Wątpliwe
było tam wszystko oprócz tysiącznych śmierci na każdym kroku. Tam było
piekło! A w piekle nie ma miejsca dla Boga.
Co dziś Pani robi? Czym się zajmuje?
Zajmuję się domem, piszę, spotykam się z młodzieżą i dorosłymi w kraju
i zagranicą by przekazać pamięć o tamtych czasach i o prawdziwych ludziach,
którzy w warunkach piekła potrafilizachować człowieczeń-stwo. Opowiadam
o tych, którym nie było dane doczekać życia na wolności w normalnym świecie
i jakbym Ich tym wprowadzała w świat żywych. Nie ma po nich grobów, mogiły,
nie ma gdzie położyć kwiatu, zapłakać. Niech przynajmniej żyją w pamięci
pokoleń.
Gdyby Pani wiedziała, że to, co Pani powie usłyszy cały świat,
to co by Pani powiedziała?
Opowiedziałabym przede wszystkim czym była nienawiść, niemiecki nazizm, Auschwitz!
Powiedziałabym, że wszyscy jesteśmy ludźmi, a nie jest ważne jakiej rasy,
narodowości, poglądów, wyznania. Wszyscy mamy prawo żyć, rozwijać się,
kochać ludzi, zwierzęta, wszelkie stworzenia. Musimy tak postępować,
aby świat mógł dalej istnieć i nie był piekłem dla nikogo.
Czy to, że hitlerowcom zabrakło gazu, akurat wtedy, gdy Pani
była w komorze gazowej i inne szczęśliwe przypadki uratowania życia,
są dla Pani przekonującym dowodem na Opatrzność Bożą? Może Bóg potrzebował
Pani do czegoś?
Wiara głosi, że Bóg kocha i potrzebuje wszystkich nas, każdego. Miliony
zamordowanych wtedy nie doczekało się dowodu Opatrzności. Co by Oni odpowiedzieli
na to pytanie? Nie sądzę przecież, że ja jestem lepsza czy bardziej potrzebna.
Czy jest szansa na chrześcijańsko-żydowskie zjednoczenie? Jak
wygląda dialog i droga pojednania?
Dialog i droga do pojednania prowadzą przez uszanowanie drugiego i chęci
zgodnego współżycia z nim, mimo różnic. Nie musi być zjednoczenia, by
szanować się wzajemnie i tolerować bez uprzedzeń. Różnice wzbogacają
nasz świat. Pojednanie jest możliwe przez przyjęcie drugiego takim, jakim
jest. Nie jesteśmy wszyscy jednakowi. Każdy musi mieć prawo być sobą,
mieć prawo do swego wyznania, poglądów, tradycji, upodobań - oczywiście,
jeśli nie krzywdzą innych, jak ci co nam stworzyli holocaust.
Czy zgodzi się Pani ze stwierdzeniem, że "jeśli chodzi o cierpienie
to człowiek nie ma przekonującej odpowiedzi na pytanie: dlaczego?"
Czy dla Pani cierpienie jest tajemnicą?
Nie. Uważam, że cierpienie jest zawsze uzasadnione. Zło i cierpienie
nie są tajemnicą. Raczej tajemnicą jest dobro, jego siła pomimo i ponad
oceanem zła, który nas raz po raz zalewa, całą ludzkość odkąd istnieje
świat...
Dziękujemy za udzielenie wywiadu.
Rozmawiali:
Marek Kuczak
Paweł Marzec
Lato, 2005
|