8.05.1945 - 8.05.2002 ...
Z gąszczu zdarzeń i wspomnień
Moją podróż w marcu 2002 do szkół w Berlinie zorganizowała tym razem uczennica gimnazjum z Potsdam. Johanna przeczytała dwa lata temu moje książki, odszukała mój adres, aby napisać mi o swym głębokim przejęciu i wrażeniu, jakie wywarły na niej moje przeżycia w latach okupacji niemieckiej i zagłady mojego narodu – o swym zdumieniu, że takie okropności mogły mieć miejsce, o swej wdzięczności, że opisałam to wszystko i konieczności działania, aby nic takiego nie mogło się więcej zdarzyć. Wyraziła gorące pragnienie poznania mnie osobiście, ale długo nie było do tego okazji.
List od nieznanej 14 letniej dziewczynki niemieckiej ucieszył mnie i wzruszył do łez. Zrozumienie i poczucie odpowiedzialności niemieckiego dziecka dziś wobec przyszłych losów ludzkich w świetle tamtej przeszłości, potrzeba wyrażenia tego obcemu człowiekowi z innego kraju, ofiarze i świadkowi tych okrutnych zdarzeń wypełniły mnie nadzieją, że jednak nie wszystko jest źle w naszym świecie. Ze można wierzyć w przyszłość.
Nasza długotrwała korespodencja, wymiana bieżących doznać, zdięć osobistych i rodzinnych pozwoliła nam poznać się lepiej wzajemnie i zacieśnić tę przyjaźń. Johanna napisała pracę w szkole na mój temat, wygłosiła odczyt o moich przeżyciach w getcie i obozach śmierci. Zainteresowała swych wychowawców i kolegów szkolnych moimi losami w latach Shoah, które należą wszak do historii ich narodu.
W listopadzie ubiegłego roku zostałam zaproszona przez ewangielicką zakonnicę niemiecką do szkół w Hamburgu. Johanna starała się bardzo, abym przyjechała także do szkół w Berlinie, ale czas nie pozwalał na to. Pragnąc koniecznie spotkać się ze mną, wyprosiła u rodziców pozwolenie na swą pierwszą samodzielną podróż z Berlina do Hamburgu. Wpadłyśmy sobie w objęcia jak dawne przyjaciółki po długim rozstaniu! 16- letnia Johanna miała już dla mnie zaprosznie i gotowy plan spotkań z młodzieżą w Berlinie na marzec... Zwróciła się do swych nauczycieli, przedstawiła mnie w innych szkołach i okazało się, że jest wielu chętnych do wysłuchania opowieści naocznego świadka. Moje spotkania z setkami uczniów i nauczycieli w licznych szkołach w Berlinie doszły do skutku i wszystkie przebiegły w wielkim posłuchu, zainteresowaniu, przejęciu i uznaniu.
Johanna z rodzicami i młodszą od siebie o dwa lata siostrą oczekiwali mnie na lotnisku. Gościli mnie w swoim domu, jak rodzina. Matka Johanny woziła mnie do szkół i wraz z Johanną towarzyszyły mi we wszystkich spotkaniach. Z wielkim przejęciem i swym młodzieńczym entuzjazmem opowiadała Johanna historię naszej znajomości, przyjaźni i w końcu sprowadzenia mnie do Berlina. Byłam zdumiona i wzruszona tym przyjęciem i okazywanymi wszędzie wyrazami serdeczności i szacunku a tymbardziej w tym czasie, gdy w mediach niemieckich i na świecie tyle jest krytyki mojego kraju, mojego narodu z powodu krwawych konfliktów z Palestyńczykami. Nikt nie atakował mnie, nie wytykał niczego, przeciwnie. Moje przeżycia i obecne losy w Izraelu pośród nieustannych wojen, terroru oraz sposób w jaki je przekazuję, bez nienawiści czy obwiniania kogoś wzbudzały przyjazne uczucia, bliskość ludzką i pozwalały spostrzegać wiele rzeczy w innej proporcji i głębszym zrozumieniu.
Miałam też okazję spotkania się z innymi, dawnymi znajomymi i przyjaciółmi w Berlinie. Z niektórymi wpadłam mimo woli w zagorzałe dyskusje, które jednak nie podziałały ujmująco na nasze stosunki. W tym okresie wiele było w niemieckiej prasie o nowej książce noblisty Gintera Grassa, która cieszy się niezwykłym powodzeniem. Mowa w niej o okrucieństwach dokonanych przez Polaków i Rosjan na Niemcach w 1945 r., wygnaniu, zabójstwach, odebraniu mienia. Rachunek sumienia za wieloletnie milczenie o pokrzywdzonych i zabitych z powodu nacisku opowieści o zagładzie narodu żydowskiego, które nareszcie należy przerwać by upamiętnić i uczcić pamięć niemieckich ofiar tak długo zaniedbywaną. Przed Grassem inny znany pisarz niemiecki, Walser, już poruszył ten temat, oświadczając, że dość mówienia o Holocauście, Niemcy są normalnym narodem jak inne, mają prawo do dumy i wspominania własnych tragedii, krzywd.
Moi znajomi z ruchu, Inicjatywy Pokoju, partii Zielonych są przeciwni wszelkim rozwiązaniom konfliktów siłą, produkowaniu i użytku jakiejkolwiek broni, zanieczyszczaniu powietrza, kosmosu. Demonstrowali przeciw Ameryce w okresie wojny z Sadamem Huseinem w 1991 roku, potem przeciw interwencji w Kossowie Miłosevica, obecnie demonstrują w obronie Afganistanu i Palestyńczyków. Tłumaczyli mi, że oni, Niemcy mają wobec Palestyńczyków szczególne zobowiązania, bo gdyby Hitler nie dokonał zagłady, Zydzi nie otrzymaliby zgody świata na państwo Izrael, i Palestyńczykom nie odebranoby ziemi... A dziś Izraelczycy postępują wobec Palestyńczyków, jak naziści wtedy - sami cierpieli a teraz innym robią to auch (również)!
Było mi strasznie słuchać takie wywody, szególnie od nich, w Berlinie! Miałam przed oczyma obraz zaznych mąk za czasów okupacji i słowa te raniły, jak nożem. Tutaj, w tym miejscu takie słowa, taki ton – po tamtym wszystkim! I tymbardziej raniła i upokarzała obecna polityka Izraela, która daje argumenty w ten sposób o nas mówić, pisać. Tak bardzo są te sprawy skomplikowane, drażliwe, tyle w nich emocji i spięć! I czy może być inaczej wobec męki, cierpień i strat jednych – i wobec ciężaru winy drugich, którzy od samego początku pragnęli zrzucić ją z siebie raz na zawsze?! Poczucie winy budzi potrzebę oczyszczania się obwinianiem ofiar.
Popularny pisarz niemiecki Walzer, noblista Grass jak i różni moi rozmówcy walczący o sprawiedliwość i pokój na świecie, o niezatrutą przez technikę atmosferę na ziemi i w całym kosmosie są przepełnieni tęsknotą za krajobrazami dzieciństwa w Gdańsku, Olsztynie, Wrocławiu, Królewcu, skąd zostali okrutnie wygnani przez Polaków i Rosjan. (Dokąd ich wygnano, do Auschwitz? Czym jest im gorzej w Berlinie niż im było w Olsztynie? Dokąd ja miałam pójść osierocona zupełnie, goła w zruinowanej niemal doszczętnie Warszawie?... I dokąd na przykład chcialby mnie posłać Ginter Grass dzisiaj by wynagrodzić krzywdy Palestyńczyków?). Mają pretensje do Anglii i Ameryki, że jeszcze tak strasznie bombardowali Berlin oraz inne miasta niemieckie, wiedząc, że Niemcy już prawie przegrali tę wojnę i dalej niszczyli i zabijali niewinną ludność cywilną...
Dopiero w maju 1945 roku dotarło do mordowanych aż do ostatniej chwili więźniów w obozach, że wreszcie bombardują Berlin! Wreszcie bomby dosięgły siedzibę Hitlera, władzę największego na świecie Zła! I świadomość, że oni też są tylko zwykłymi śmiertelnikami!... Byli wszak tyle lat niezwyciężeni w potędze swego brutalizmu, okrucieństwa i sile zbrojnej – w zadawanych cierpieniach i śmierci milionom ludzi, zniszczeniach! Bomby na miasta niemieckie, na Berlin stanowiły jedyną nadzieję na wyzwolenie, na kres tych mąk i pewne zadośćuczynienie sprawiedliwości, jeśli jakieś jest w ogóle możliwe! Zwykli, normalni ludzie w normalnych czasach nie potrafią nawet wyobrazić sobie takiego ogromu bestialstwa i potworności.
...Każde przestępstwo jest grzechem, tłumaczyli mi teraz żarliwie moi niemieccy rozmówcy - chęć zemsty jednakowo przestępstwem. Shoah, tak, to było straszne, aaaber... ale Niemcy też cierpieli, i milczeli o tym w ciągu długich lat, gdyż mowa była wciąż wyłącznie o Shoah... Najwyższy czas odezwać się i upomnieć o własne krzywdy! Dać wyraz swej tęsknocie za odebranym brutalnie domem, miastem dzieciństwa, za ich pruskimi nazwami... A jeśli kręgi lewicowe nie wyrażą wreszcie tego, jak to czyni Grass, radykalna prawica upomni się i wtedy stanie się to naprawdę groźne. Nieustanne obwinianie Niemców na świecie i własne samoobwinianie się o Holocaust stwarza kompleksy w młodych pokoleniach i brak dumy narodowej, które prowadzą do nienawiści i agresji....
Słuchałam w osłupieniu tych lekcji. Moje odpowiedzi wyprowadzały ich w chorobliwy sposób z równowagi. Na szczęście mogłam się też oprzeć o różne artykuły w niemieckiej prasie w związku z omawianiem tej nowej książki Grassa. Potęga moich wspomnień i tych wszystkich obrazów z Wtedy wyrywała się wprost ze mnie, paliła słuchaczy. Bronili się uparcie, żarliwie, chwilami zaciętym, pełnym napięcia milczeniem, które nie oznaczało przyjęcia moich argumentów ani zgody. Nie, nie pokłóciłam się z nikim, dyskutowaliśmy tylko. Wiele potem uczynili dla mnie w czasie tego pobytu w Berlinie, okazali wiele serdeczności i ciepła.
Bez tego tematu wszystko jest ludzkie i piękne...
Myślałam w sobie wciąż jak mało oni, i nie tylko oni, wiedzą o tym wszystkim, jak niewiele chcieli i chcą wiedzieć, wyobrazić sobie w ogóle czym my oddychaliśmy tam w ciągu tych lat! Dopóki jeszcze nam dali oddychać!...
Czy spodziewali się, że niszcząc i depcząc po wszystkim co ludzkie, wzbudzając w ludziach najgorsze instynkty wytworzonym przez siebie piekłem na ziemi dla milionów Zydów, Rosjan, Polaków, Romów i innych odpłacą im za to pobłażliwością, wyrozumieniem, będą może współczuwać im i ich potomnym przegrania tej wojny – i odrazu staną się normalnym narodem? A nasze sieroctwo? A fakt, że ja nie mam nawet fotografii mojego ojca, brata i żadnych krewnych aby móc pokazać moim dzieciom ich twarze choćby na zdięciu?! Nasze dzieci noszą imiona swych zgładzonych dziadków, wujków, kuzynów jak żywe nagrobki, jako jedyny ślad po ich istnieniu! Czy tak samo Walzer, Grass? Czy w takim razie my już możemy być normalnym narodem? I oni, których ojcowie i dziadkowie zabrali nam, i nie tylko nam, życie i wszystko - tak samo?
Zaczęłam o odradzających się stosunkach przyjaźni, zrozumieniu i poczuciu odpowiedzialności ludzkiej młodego pokolenia w Niemczech, które są wielce pocieszające i znów wylądowałam jednak na swych wspomnieniach, i polityce, która nie jest bynajmniej moją silną stroną... Ale polityka „specjalistow” juz mi tyle zabrala, zniszczyla i niszczy – zwłaszcza ta, która budzi nienawiść do innych i usprawiedliwia ją wszelkimi, najświętszymi, patriotycznymi argumentami. A wspomnienia te we mnie, są poniekąd mną po prostu. Więc moze nie rozumiem wszystkiego, moze nie wszystko jest mi wiadome? A obecny terror , zabijanie ludzi w autobusach, supermarketach, strzelanie do dziecka w łóżku – czy to jest do przyjęcia? I potem te zemsty!... Ale zawsze widzi się to ostatnie w łańcuchu zdarzeń, rezultat nie powód... I odrazu te porównania do nazistów, do Shoah.
Niczego nie da się porównać do Shoah! Nigdy nikt nie wymyślił komór gazowych do zabijania ludzi, pieców do masowego spalania ich ciał po wyrwaniu złotych zębów i stapianiu na złote sztaby; ściągania skóry z zagazowanych na abażury do lamp, użycia włosów ludzkich na materace, ludzki tłuszcz na mydło! Kto jeszcze w historii ludzkiej zamawiał żyjących ludzi by ich zabić i badać szkielety tych wybranych, zamówionych?! Przeprowadzał operacje doświadczalne na żywych ludziach dla „rozwoju nauki”?! Stosowanie rasistowskich praw wobec obywateli żydowskich w Niemczech jeszcze przed Shoah, bojkoty, spalanie synagog, ksiąg autorów żydowskich. I te wszystkie najbardziej perfidne, bezduszne sposoby polowania na Zydów by ich ładować masowo, gorzej niż bydło do wagonów na śmierć; znęcania się, upokarzania, których końcem było zagazowanie w Treblince, na Majdanku, Auschwitz i dziesiątkach innych miejscach kaźni w Niemczech oraz wielkiej częsci okupowanej przez Niemców Europy. Nie mówiąc już o rabunku mienia aż po osobistą odzież i wysyłanie tego wszystkiego do Niemiec. No i włosów, skóry...
Prześladowania Zydów, pogromy - inkwizacje trwały w ciągu wieków jednak nie stanowiły totalnej śmierci całego narodu. Wyrzeczenie się wiary żydowskiej uwalniało od zagrożeń życia, czy inne ustępstwa wobec trudnych żądań. Ale nic nie mogło uratować od śmierci człowieka żydowskiego pochodzenia podczas rządów niemieckich nazistów przy milczeniu niemal całego społeczeństwa i świata.
Nie było nam dozwolone nawet być niewolnikami na dłuższy okres zapewniający najmarniejsze życie. Nie mieliśmy prawa w ogóle być! I nikt nie protestował wtedy przeciw temu, nie demonstrował. Mało kto ratował, niewielu mogło pomóc i jeszcze mniej nawet współczuć.
Jednostronne przedstawianie faktów jest zawsze niesprawiedliwe i bolesne, tymbardziej gdy oskarża się o wszystko cały naród, ogół Zydów. Napomina to odrazu o koszmarnym Wczoraj, które nie przemija. Nie umiem dyskutowac z takimi, którzy w ten sposób reagują. Nie wchodzę w dyskusje, bo nie wierzę, ze mogłabym przekonać. Widocznie wszędzie istnieją tacy, którzy muszą zawsze kogoś nienawidzieć i znajdą spod ziemi powody ku temu. Albo raczej powody do nienawiści innego, a nawet gorzej jeszcze, są w nich, w ich osobowości i celach, które sobie obieraja. A na Zydach wielu lubi skupiać swe urazy duchowe i życiowe.
Trudno się powstrzymac od przykrych refleksji w gaszczu tych zdarzeń i niezliczonych publikacji na ich temat. Kiedy czytam jednostronne, wrogie często wypowiedzi, hurtowe oskarżenia odrazu mimo woli nawiedzają mnie obrazy z Wtedy i pytanie, dlaczego wówczas nikt nie protestowal, dlaczego nie demonstrowano na świecie przeciw komorom gazowym?... I dziś tylu w ogóle zaprzecza ich istnienie?!
Nie mam bynajmniej zamiaru tym wszystkim usprawiedliwiać okupacji i osiedlania się na ziemiach palestyńskich zajętych podczas Wojny Sześciodniowej 1967, gdy wszystkie państwa arabskie napadły na Izrael i wrzeszczały, że wrzucą nas do morza. Nie mieli daleko do tego! Byli liczni tacy i silni wraz ze Związkiem Radzieckim na czele, który ich zbroił i wspierał gorliwie. Panowało wtedy rozpaczliwe przeświadczenie, że to już nasz koniec.
I po sześciu dniach cud zwycięztwa, ponowne zażegnanie grozy zagłady!
Ale Arabowie, którzy przegrali tę wojnę, jak te poprzednie po przyznaniu przez ONZ panstwa Izrael w podzielonej Palestynie w 1948, nie chcieli się z tym pogodzić, nie chcieli przyjąć podziału, a każda następna wojna i ciągłe konflikty zbrojne między tymi wojnami, stwarzają i mnożą dalsze problemy, powikłania, tragedie, pogłębiają nienawiść, terror i zemsty za terror – powiększają apetyt i możliwości izraelskich ekstremistów, fanatyków religijnych na rozszerzanie osiedlisk. Ich argumentem jest, że Bóg tę ziemię obiecał narodowi żydowskiemu, jak podaje Biblia...
Problem tych osiedlisk na okupowanych ziemiach palestyńskich jest źródłem niekończących się nieszczęść, głównym zatorem do pokoju i upadku ekonomicznego w kraju. Większość narodu sprzeciwia się osiedlom, ale terror Palestyńczyków, panika społeczeństwa i beznadziejność, niewiara w możliwość pokoju wzmocniła niepomiernie kręgi radykałów, którzy popierają i bronią osadników, sprowadziły ich do władzy. Kiedykolwiek były tu rządy gotowe do ustępstw i kompromisów, a szczególnie w transie zaawansowanych pertraktacji pokojowych - rozwalali terrości najwięcej autobusów z ludźmi w Tel-Avivie, Jerozolimie, Netanji. Było tak za Rabina, Peresa, Baraka... Wrogowie porozumienia i pokoju zabili prezydenta Sadata w Egipcie – premiera Rabina w Tel-Avivie. Jedni i drudzy szkodzą najbardziej własnym narodom. Ale zabicie przez samobójców 5-letniego dziecka w łóżku, czy 90letniej staruszki uratowanej z Shoah, w hotelu przy uczcie świątecznej w Wielkanoc - nie przyniesie Palestyńczykom wyzwolenia z okupacji ani własnego państwa. Reakcje obecnego rządu Izraela są niestety w tym samym stylu i zagrażają przede wszystkim nam samym pod każdym względem, ale nie tylko nam. Bo zło solidaryzuje się ze sobą i wspomaga wzajemnie siły niszczenia: atak terroru daje atut do zemsty, zemsta do ponownego terroru – i...do następnych osiedlań okupowanych ziem. Błędne koło, jedna wielka, niekończącą się zapaść! Dokąd zaprowadzi?
Nie przestaję wierzyć, że rozum i dobro w ludziach w końcu zwyciężą.
A czy można z tym żyć, pytają w trosce o mnie i o moich bliskich przyjaciele z różnych krajów? Czy się stajemy na to wszystko obojętni?
Zyje się wszędzie i w każdych warunkach - tutaj - póki się nie zostaje zabitym czy wzerwanym... Ja żyłam dwa lata w Auschwitz i w obozach w Niemczech po mękach w getcie warszawskim, po nocy na Majdanku w komorze gazowej, z której wydostałam się, bo akurt zabrakło gazu – tak ponad 5 lat... Bo po prostu żyłam, miałam otwarte oczy, biło mi jeszcze ciągle serce, nie ustawało, nie pękało... Czy byłam lub jestem zobojętniała? Zależy względem czego w danym momencie, i może musi się w pewnym stopniu zobojętnieć by nie umrzeć od doznań i emocji względem nich, od obrazów przed oczyma z Wtedy i dziś. Zyje się wszak także w więzieniach, w niewoli. I życie nie przestaje być drogie. Choćby nawet, żeby je oddać w uświęcanych przez terrorystów celach.
W normalnych czasach żądamy wciąż więcej i więcej od życia, zapominając, że można być szczęśliwym bez wielu rzeczy, byle móc spokojnie położyć głowę na poduszce, bezpiecznie spojrzeć w niebo w świadomości, że nie spadnie z niego bomba – obecnie śmiercionośne rakiety, jak podczas wojny z Irakiem Sadama Huseina. I byle nie w nienawiści, nie w wyodrębnieniu!
|