|
Gdyby
takim mógl byc swiat!
Halina
Birenbaum |
|
27.03.00
|
W ciagu tygodni
podawano we wszystkich srodkach przekazu u nas i na swiecie o przyrzeczonej
wizycie Papieza do Ziemi Swietej. Komentowano z góry to niezwykle, ogromnej
wagi wydarzenie z najrozmaitszych punktów widzenia, slusznych czy absurdalnych
oczekiwan, domyslów. Nieustannie dyskutowano na ich temat, sprzeczano
sie. Omawiano historyczne i religijne zasady wiary katolickiej, znaczenie
swietych miejsc dla chrzescijan na ziemi naszych przodków, z których wywodzi
sie zalozyciel religii chrzescijanskiej, Jehoszua - Jezus. I naraz realnosci
naszego codziennego zycia, zmagan politycznych, religijnych czy o zwykle
mozliwosci egzystencji posród pietrzacych sie problemów, nieustannych
konfliktów i krwawych starc, wypelnily sie innym wymiarem. Slowo - Papiez
- zadominowalo nad zwyklymi, codziennymi zdarzeniami. Papiez w Jerozolimie,
w Izraelu! Pielgrzymka Papieza do Ziemi Swietej! Pryjezdzaa do nas! Na
lotnisku wielki tlum ludzi, ministrowie, rozmaici prominenci, prezydent
z malzonka, premier Izraela z malzonka, przewodniczacy knesetu, tysiace
pielgrzymów z calego swiata, flagi rozlicznych krajów, nawet z takich,
z którymi nie mamy dotad pokojowych stosunków. Pelne przejecia oczekiwanie
na przylot Jego Swiatobliwosci z pielgrzymki w Egipcie i Jordanii po sladach
biblijnych przodków. Czerwony dywan, choragwie Watykanu i izraelskie,
parada wojska izraelskiego, orkiestra, hymny Watykanu i Izraela. Z chmur
wylania sie samolot jordanski z jordanska i izraelska flaga. Laduje w
Tel Avivie! Otwieraja sie drzwi samolotu. Postac Papieza w bieli otoczona
kardynalami, pochylona nieco, pokorna na tle entuzjastycznego tlumu zebranych.
Jest gosciem zydowskiego narodu, zydowskiego panstwa - Zydów, Muzulmanów
i Chrzescijan. Schodzi powolnym, ale stanowczym krokiem, trzymajac sie
poreczy. Czuje sie w tych ostroznych krokach, ze wie dobrze, dokad zamierza
i jak wazny cel go prowadzi. Unosi glowe, przystaje co raz, ogarnia wzrokiem
zebranych licznie ludzi na Jego czesc i lekkim ruchem drzacej reki wita
ich cieplo, jakby z oniesmieleniem, odpowiadajac ze skromnoscia na zwrócone
ku niemu entuzjastyczne oklaski. Powaga i radosc tej historycznej chwili
przenika poprzez ekrany telewizyjne do niemal wszystkich domów i serc
w naszym kraju, na swiecie. Wzrusza do glebi. Papiez u nas, z nami w naszym
malym, niespokojnym wiecznie kraju w pelni znaczenia i tresci tego slowa!
Od tego momentu przez caly tydzien Jego pobytu w Izraelu oczy calego swiata
beda zwrócone na nasze panstwo. Przezywam to wszystko, jak cos wlasnego,
dotyczacego mnie osobiscie. Podobne nieco uczucie mialam, gdy witano uroczyscie
Papieza w Gdansku przed rokiem. Odnosilam wrazenie siedzac przed telewizorem
wtedy i chlonac podnioslosc tych chwil, ze jestem tam z moimi przyjaciólmi,
jakby znikla odleglosc geograficzna miedzy Izraelem a Polska. Ale tym
razem to nieporównanie wiecej! Teraz to jest bezposrednio u nas! Oczy
i mysli moich przyjaciól w Polsce zwrócone sa na ten daleki kraj, w którym
znajduje sie dzis mój dom i moja nowa rodzina po utracie wszystkich niemal
bliskich w Shoah! Papiez skladajacy nam te, tak bardzo zaszczytna wizyte
jest synem kraju, w którym i ja sie urodzilam, moi dziadkowie, rodzice,
bracia. Jego jezyk ojczysty jest takze moim. Kazde Jego slowo, kazdy ruch
ma dla mnie tymbardziej szczególne znaczenie tutaj. Jego wizyta jest niezmiernie
wazna dla calego mojego narodu wobec naszej przeszlosci, terazniejszosci
i przyszlosci! Wielowiekowe oczekiwanie porozumienia miedzy Zydami i chrzescijanami,
majaca sie spelnic nadzieja. Sledze wciaz wzrokiem Jego postac i obserwuje
w napieciu wszelkie reakcje na Jego gleboko przemyslane, niesamowitej
wagi wypowiedzi. Z radoscia slucham ocen i komentarzy glównego rabina
oraz innych wielce liczacych sie osobistosci izraelskich. Stwierdzaja
niemal wszyscy, ze obecny Papiez jest najwiekszym przyjacielem chrzescijanskim
Zydów od wszystkich czasów, ze mówi to, co nalezalo powiedziec, w sposób
i w miejscu, gdzie sie to godzilo powiedziec, a nawet ponad to. Takiego
Papieza nie bylo jeszcze nigdy i nikt tak wiele nie zrobil dla porozumienia
miedzy zydowskim narodem a chrzescijanstwem, dla przywrócenia sprawiedliwosci
wobec zydowskiego narodu, jak Papiez Jan Pawel II. Znajomi i przyjaciele
dzwonia do mnie by podzielic sie wyrazami podziwu "dla tego wspanialego
czlowieka", jak mówia mi w uniesieniu, przejeci. Wszyscy podziwiaja spokój,
lad, piekno chóralnych spiewów pielgrzymów i duchownych z przeróznych
krajów. Zjednoczenie w tym wspólnym entuzjazmie i milosci do Papieza,
oddaniu pielgrzymów i wiernych, którzy musieli pokonac niezliczone trudnosci,
zbierali grosz do grosza, aby przybyc z najdalszych zakatków swiata i
uczestniczyc w Jego pielgrzymce. A On sam, Jego Swiatobliwosc, kosztem
jakich wysilków fizycznych i duchowych oplaca kazdy swój krok na tej swietej
dla Niego ziemi tak pelnej rozmaitych niebezpieczenstw?! Sto tysiecy ludzi
czeka juz na Niego od wczesnego rana na deszczu pod golym niebem w Korazinie
nad Kineret (Jezioro Genezyjskie), gdy zjawia sie w otoczeniu kardynalów
i innych duchownych w otwartym namiocie, gdzie odbedzie sie wielka msza.
Wsluchuje sie, jak urzeczona w podniosle dzwieki chóralnych piesni, w
jednoglosne wolanie tego ogromnego, wielobarwnego tlumu: "John Paul Twoo
We Love You"!… I wciaz uporczywy glos we mnie powtarza: gdyby takim mógl
byc swiat! Gdyby mógl byc taki! Prosty, wypelniony zrozumieniem, miloscia,
mimo wszelkich róznic miedzy ludzmi. Papiez w Jad Waszem! Przykuta do
miejsca wpatruje sie teraz w Jego postac w najwyzszym skupieniu. Wchodzi
powoli do otulonego mrokiem grozy i zaloby Ohel Izkor. Wieczny ogien skapo,
choc wyraznie oswietla przerazliwe nazwy miejsc masowej zaglady narodu
zydowskiego, mojej calej rodziny, wszystkich krewnych: Treblinka, Majdanek,
Oswiecim, Chelmno, Sobibor, Buchenwald, Ravensbruck, Dachau… Twarz Papieza
wyraza glebie bólu. Sklada wieniec. Pochyla sie w milczeniu nad tymi strasznymi
nazwami, przeciera w niewypowiedzianym smutku twarz reka. W oczach lzy.
Widze wyraznie Jego twarz, oczy. W jakis przedziwny sposób jestem tu przy
Nim. Bliska. Bo ja przeciez nosze w sobie koszmarne tresci tych nazw,
slowa Shoah. Getto warszawskie i Oswiecim to moje dziecinstwo, komora
gazowa na Majdanku, w której przesiedzialam cala noc, przezywajac swa
smierc, to moje poznanie najwyzszych wartosci zycia nawet na samym dnie
piekla. Cudem zabraklo gazu tej nocy, i nad ranem drzwi sie otworzyly
by reszta dopelnila sie w Auschwitz. Ale chyba sadzone mi bylo przezyc,
doczekac sie powstania zydowskiego panstwa oraz jedynej w swojej wymowie
i znaczeniu od dwu tysiecy lat wizyty pojednania Papieza mojego Wielkiego
Rodaka! Ja, która mialam nie byc, zasadzona na smierc natychmiatowa jako
zydowskie dziecko nie przydatne do niewolniczej pracy w obozach zaglady,
z Shoah. W krótkim wierszu zawarlam ostatnio historie mojej rodziny zwiazana
z wyzej wymienionymi nazwami wydrazonymi na czarnej plycie podlogi Ohel
Izkor: … gdybym umarla na Majdanku / zostalabym z popiolami Matki / gdybym
umarla w Treblince / zostalabym z popiolami Ojca / gdyby w Oswiecimiu
z popiolami brata i bratowej/ gdybym tam umarla / smierc / nie bylaby
dla mnie straszna/. Wiele cudów zlozylo sie na fakt, ze nie stalam sie
tam popiolem wraz ze swmi bliskimi, krewnymi, sasiadami, z moimi kolezankami
i kolegami lat dziecinstwa w warszawskim getcie, z którymi razem marzylam
o doczekaniu konca wojny, okupacji, wyzwolenia ze szponów panoszacego
sie zla - o tym, zebysmy mogli byc ludzmi nie zabronionymi do zycia. Na
wolnosci. A dzis lzy i wielkiej, historycznej wagi slowa Papieza w Jad
Waszem! Zadoscuczynienie po latach mak i niezliczonych tragedii. Lzy tocza
sie samowolnie po moich policzkach. Jakby te lzy w oczach Papieza byly
we mnie a moje z wtedy, te niewyplakane nigdy - w Nim. Lzy bólu przebytych
cierpien i niezwracalnych strat bliskich wraz z wdziecznoscia za to glebokie
zrozumienie i wspólczucie Papieza. I nie mniej za to, co dobitnie powiedzial
w tym miejscu do Boga i wylacznie do mojego narodu, do mnie i takich,
jak ja. Do swoich wiernych, do wszystkich ludzi na swiecie mówil w Jad
Waszem o krzywdach wyrzadzanych nam przez chrzescijanstwo w ciagu wieków.
Pragnelam w tej chwili podzielic sie tym bezmiarem uczuc ze swymi przyjaciólmi
w Polsce. Wiedzialam, ze oni w tej chwili równiez widza i przezywaja te
historyczna wizyte Papieza. Napewno myslami sa równiez przy mnie, w ich
oczach musza tez byc te same lzy z Jad Waszem w Jerozolimie wraz z tym
wszystkim, co sie z tym wiaze. Jakby im przekazac te mysli i uczucia?
Czy to w ogóle mozliwe? Nazajutrz po wielkiej, wspanialej mszy w Nazarecie
- Papiez przy Scianie Placzu… Siedzi w swych bialych szatach pod jerozolimskim
pogodnym blekitem, na fotelu na niebieskim dywanie posród bialo-niebieskich
choragwi z Gwiazda Dawida… Na ekranie telewizyjnym, jak przez caly czas,
kiedy tylko mowa o pielgrzymce Jego Swiatobliwosci do Ziemi Swietej, hebrajski
napis informujacy: "ALIYA LE REGEL" ( w hebr. Pielgrzymka) i znak krzyza
w miejscu litery "I". "AL+YA LE REGEL". Wszystko w zgodzie i wzajemnych
poszanowaniach tradycji do najdrobiejszych szczególów. Znów wola we mnie
ten glos: oby takim mógl byc nasz swiat na codzien! Arabscy politycy i
przedstawiciele religii, kilku naszych ministrów i rabin, czlonek Knesetu
witaja Papieza przy Scianie Placzu. Caly naród niemal w Izraelu, zydowski
i arabski oprowadza Papieza z uczuciem glebokiego szacunku, uznania, podziwu
i ludzkiej serdecznosci. Jego skromna, pokorna postawa, madrosc i cieplo
ojcowskie wywoluja wszedzie wielkie wzruszenie, jakas rzadko nawiedzajaca
czlowieka dobroc. Szczególne przejecie, gdy sam podchodzi bardzo blisko
do starego muru Bet Hamikdasz - Sciany Placzu, do której szpar ludzie
zwykli wkladac swoje, zapisane na kartkach modlitwy i najzarliwsze prosby
do Pana Boga. Wokolo pustka niemal, cisza. I pelnia taka tresci, jakiej
nie bylo tu od dwu tysiecy lat! Papiez szepcze modlitwe, dotyka drzacymi
rekami muru, robi dyskretny znak krzyza i wklada w zamysleniu do szpary
Sciany Placzu osobiscie podpisana kartke. Do Pana Boga. Do calego swiata.
Czytamy wszyscy z najwiekszym wzruszeniem i radoscia: prosba o wybaczenie
wyrzadzonych przez chrzescijanstwo krzywd w ciagu stuleci Narodowi Przymierza,
dzieciom Abrahama! Ledwie moge pomiescic w sobie ogrom wrazen. Wiem, ze
musze o nich napisac, ale jak? Przeciez nie reportaz. Zrobi to setki specjalistów
z calego swiata w tysiacznych zapisach. Moze wiec napisze w liscie do
któregos z bliskich przyjaciól, który potrafi zrozumiec, jesli uda mi
sie to wszystko wyrazic w slowach. Ogarnia mnie lek jednak, ze jakikolwiek
glos, nawet najcichszy moze te doznania naruszyc, oddalic ode mnie. Jedynie
cisza przekaze bez uszczerbku to, co najglebiej w duszy czlowieka - lub
lzy. Okazalo sie niebawem, ze nie ja tylko czulam potrzebe podzielenia
sie tymi doznaniami i refleksjami. Z Centrum Dialogu i Modlitwy w Oswiecimiu
zadzwonil nagle ks. Piotr Wrona. Dzieki niemu poznalam glebiej przed kilkoma
laty tradycje chrzescijanskie kraju mojego urodzenia, a polscy rodacy
stali mi sie przez to blizsi, wzmoglo sie poczucie mojej przynaleznosci
do kraju dziecinstwa, choc od tak dawna w nim nie mieszkam. Takze serdeczne
stosunki z Siostrami Karmelu w Oswiecimiu przyczynily sie do poczucia
tej bliskosci. Juz nietylko dziecinstwo i Shoah jest dzis tym, co mnie
laczy z Polska. Znów na lotnisku w Tel Avivie tlum prominentów, armia
korespodentów prasowych z calego swiata, czerwony dywan, orkiestra, wojsko,
hymny izraelski i Watykanu, flagi, cieple, przyjazne usmiechy - i tym
razem samolot EL-Al. Serdeczne pozegnanie, jak z kims naprawde bardzo
bliskim. Krocza po czerwonym dywanie obok siebie jak dawni przyjaciele,
Papiez, po Jego lewej stronie premier Barak, po prawej prezydent Izraela,
Wajcman. Szepcza cos do siebie, usmiechaja sie, cos sobie intymnie zawierzaja
wzajemnie, nachylajac ku sobie blisko glowy, by nie stracic slowa w tych
ostatnich, historycznych minutach, które zaglusza szum motoru samolotu.
Za chwile wzniesie sie w niebo i odwiezie Papieza z powrotem do Rzymu.
Bialo niebieskie balony w powietrzu i tyle nowych tresci, nadziei! Kiedy
na poczatku tej wizyty w piatek rano widzialam Papieza kroczacego o lasce
powoli do namiotu na Har Haoszer (Góra Szczescia) w Korozin posród oklasków
i spiewów tysiecy ludzi zebranych na placu, wydawalo mi sie, ze w swej
starczej slabosci i chorobie posuwa sie ku wiecznosci, a jednoczesnie
czulam, ze w potedze tego czym jest, co zdzialal, wyraza, daje z siebie
i przedstawia Swoja Osoba - idzie pewnym krokiem w nieskonczonosc ludzkiego
zycia.
|