Platforma dialogu polsko-żydowskiego
 
 
 
Halina Birenbaum


Nie skarga a sumienie (ksiedzu Czajkowskiemu na 70-te urodziny)

                                         

Trudno jest pisać, gdy się ma zbyt wiele do powiedzenia i tak się dzieje ze mną teraz, gdy chciałabym wyrazić swe myśli i odczucia związane z postacią i działalnością ks. prof. Michala Czajkowskiego. Zacznę od pewnej przypowieści, którą często słyszałam w domu od rodziców, krewnych i ich przyjaciół.

 Mówi się u Żydów, gdy uginają się pod ciężarem niezliczonych trudów swej specyficznej codzienności, przerywanej raz po raz „nie codziennymi”, wiekowymi nieszczęściami i tragediami na tle różnic religijnych, obyczajów, nienawiści z powodu pochodzenia: „ es is schwer zu sein a Jid” – trudno jest być Żydem... Jednak to powiedzenie nie oznaczało skargi a przypomnienie i pogodzenie się z faktem, że dźwiganie tego ciężaru jest obowiązkiem, koniecznością sumienia. Nie było pokusą do ucieczki od trudów żydowskiej egzystencji – od siebie, takiego jakim się przyszło na świat, na jakiego zostało się wychowanym i ukształtowanym w tradycji przodków w ciągu pokoleń. Oznaczało mus trwania na ich wzór w nieustannym borykaniu się o to pomiędzy innymi ludźmi, mimo wszelkich kataklizmów, cierpień i ran. Oznaczało sens życia i cierpień za możliwość i prawo bycia, kim się jest oraz ludzkie poszanowanie tego.

Może nie jest to przypadkiem, że piszę o tym w związku z postacią naszego przyjaciela, ks. M. Czajkowskiego, i akurat  19 kwietnia 2003, w sześćdziesiątą rocznicę powstania w getcie warszawskim, co jest tak brzemienne w treść i tak wiele przypomina!

Wiele zdarzyło się i dzieje się wokół nas już po Tamtym najtragiczniejszym. Zło nie śpi ani nienawiść do innego, antysemityzm. Okazuje się, że dalej nie można zamknąć tego rozdziału historii i zostawić temat dla miejsc upamiętnienia, badaczy, historyków. Problem antysemityzmu jest dalej obecny w bieżącej rzeczywistości i zatruwa na różne sposoby stosunki między ludźmi, narodami. Zatruwa też tych, którzy go szerzą, zagraża całemu społeczeństwu, otwiera dawne rany, przynosząc gorycz, utratę nadziei, że Tamto się skończyło bezpowrotnie.

I na tej mojej drodze nadziei, zwątpień, poszukiwań zrozumienia – porozumienia natknęłam się przed kilkoma laty w miesięczniku "Więź" na wypowiedź ks. Michała Czajkowskiego. Czytałam te jasne, dobitne słowa odrzucające wszelkiego rodzaju oszczerstwa i wyrazy wrogości wobec narodu żydowskiego, zdradzające jawny lub zamaskowany antysemityzm. Chłonęłam je, jak świeży, przywracający do życia powiew nadziei, że są też inni, tacy którzy mówią otwartym językiem, stawiają sprawy na właściwym miejsce ze znajomością faktów i wybitnym poczuciem sprawiedliwości, prawdy, której nie da się obalić nienawiścią czy nieuczciwą logiką. Ze zdolnością i chęcią wczucia się w innego człowieka.

W książce „Lud Przymierza”, a szczególnie w rozdziale „Grzech antysemityzmu”, znalazłam z przejęciem i ogromną satysfakcją wypowiedzi, które dawno pragnęłam usłyszeć czy nawet sama wydobyć z głębi serca i własnych przekonań, ale nie potrafiłam. I wtedy zdobyłam się na odwagę napisać do nieznanego mi osobiście autora, by wyrazić mu swą wielką wdzięczność za napisanie tej książki, takich słów!

Nie liczyłam na odpowiedź, przecież tak wielu pisze rozmaite listy do księdza, tyle ma zajęć – ja nie mieszkam w Polsce... Ale odpowiedź przyszła – krótka, pełna wyrazu, piękna. W czasie kolejnej wizyty w Warszawie, nadarzyła się okazja bezpośredniego spotkania i nawiązania przyjaźni.

Zaczęłam swe pisanie od przypowieści, że „trudno jest być Żydem”, a czytając wiele o dysputach i nieustannej walce ks. Czajkowskiego przeciw „Grzechowi antysemityzmu” pomyślałam, że trudno jest być uczciwie myślącym Polakiem – kapłanem katolickim i profesorem śmiało burzącym zabobony, stereotypy, zwalczającym kłamstwa i wiekowe krzywdy wobec Żydów, wobec ludzi.