Platforma dialogu polsko-żydowskiego
 
 
 
HALINA BIRENBAUM - CZŁOWIEK POJEDNANIA 2001


Auschwitz – wczoraj i dziś
                                    Czy mam prawo czuć się tutaj szczęśliwa ?

                        Oświęcim. Nazwa jakiegoś miejsca, którą straszył w domu
ojciec na początku lat czterdziestych, że nas wszystkich tam wyślą, za
przepisywanie materiałów do gazetki konspiracyjnej przez mojego brata.
W dwa lata później staje się to miejsce dla mnie i wielu, bardzo wielu
ludzi jedyną rzeczywistością, otchłanią piekielną, bez żadnej szansy na
wyjście. Zza naelektryzowanych drutów kolczastych, wszechobecnego błota,
w którym grzęzną postacie niepodobne do ludzi, do nikogo, do niczego
co było na tej ziemi znane sprzed tego koszmaru. Jakiś dół ludzkiego upadku
i męki - najgłębszy, najczarniejszy, najbardziej okrutny na świecie -
dół okrucieństwa, niewyobrażalnych męczarni. Wieczny, nie kończący się
mrok śmierci, głodu, staczania się i spychania w najokropniejszą przepaść
zła, ran, wrzodów, chorób, przekleństw, bicia, tortur - na drodze do komór
gazowych i krematoriów.

Kominy krematoryjne - jako ukoronowanie, triumf królestwa
wszelkiego zniszczenia ,tego co było życiem, człowiekiem, trawą polną-
rozdeptywaną przez tysiące umęczonych, wychudzonych ludzi w zgniłych drewniakach,
ciężkich od wlepionego w nie błota czy śniegu. Rzędy baraków, tak samo
mrocznych i trupich, przepełnionych żyjącymi i umierającymi ludźmi - zapadającymi
się coraz bardziej i bardziej na dno upadku, cierpień, upokorzeń, mroku
beznadziejności. Stoją do dziś te baraki - "domeczki". Ciche, milczące,
niewinnie wyglądające, nie dające najmniejszego wyobrażenia tego co tutaj
się działo. Już nie ma w nich tej masy szkieletów ludzkich , ledwie poruszających
się po tym niepojętym terenie ,strzeżonym wieżami wartowników. Byłam tam,
tak bardzo, bardzo byłam tam - tyle razy umierałam i zamierałam... Udało
mi się wydostać, udało mi się ocalić coś z duszy, z pamięci lat swego
dzieciństwa, z bycia dzieckiem rodziców.

Udało mi się zapomnieć na tyle, by wrócić do normalnego
życia, wejść w grono tych, którzy mieli szczęście nie być w tym dole,
lub urodzić się, gdy został już zasypany. Wyprostowałam się, "wyrównałam"
zewnętrznie, choć pamięć bezlitośnie przenosi mnie tam znów i znów ,w
niepojętych okolicznościach, skojarzeniach, nie dających się ominąć. Ta
moja pamięć , zmusza mnie do opowiadania, nie pozwala pogodzić się z myślą,
że ktoś na świecie nie wie o tym .Wciąż opowiadam, wciąż jest to świeże,
jak wtedy, bo właściwie nie opowiadam a przeżywam ciągle na nowo, to czym
się tam oddychało.

Dzisiaj to Miejsce - ta nazwa Oświęcim - to nazwa normalnego
miasta, zwykły adres mieszkańców, budujących swe życie , żyjących swą
codziennością, problemami, ludzi zakładających rodziny, rodzących się,
umierających naturalną śmiercią, gdy nadchodzi na to czas. Miejsce, które
było moim Oświęcimiem, tym skrawkiem ziemi z królestwa piekła i wszechwładzy
śmierci, stało się przedziwnym, budzącym paradoksalne spory, żale, pretensje
i konflikty Muzeum Pamięci. Muzeum Pamięci największego na ziemi zła,
cierpienia ,na które nie ma właściwego, odpowiedniego określenia. Pozostały
baraki, szczątki drutów kolczastych, puste wieżyczki wartownicze nie budzące
grozy ani nawet wyobrażenia grozy, zapach pleśni, ruiny komór gazowych,
krematoriów .Rosną między nimi soczyste trawy, krzewy pokryte śniegiem,
ożywione słońcem, odświeżone deszczem i świergotem ptaków czy pluskaniem
ryb w pobliskich stawach. Życie zwyciężyło ! Piękno natury , przyrody
zakryło mocno i głęboko tamten dół cierpienia i mordu. I tego również
dziś ludzie nie potrafią uprzytomnić sobie , nie godzą się z tym faktem,
starając się zobaczyć ów dół, poczuć przez moment cząstkę zasłyszanego
piekła - grobu, którego nie ma.

Przeżyć to, przyjeżdżając tutaj na "wycieczkę" czy pobożną
pielgrzymkę, lub fascynującą turystykę, to jest zgłębiać, niemożliwe do
zgłębienia. Poczuć dreszcz dramatycznych przeżyć, których wyobraźnia im
nie podpowie, nie wyrysuje, a niewinne "domki"- baraki - ciche i puste
niczego nie powiedzą. Ja jednak widzę je oczami duszy, czuję w krążeniu
swej krwi, odnajduję w każdej swej cząstce gdy tu przyjeżdżam ,czy kiedy
pomyślę o nich z mojego dalekiego, opromienionego słońcem, ciepłem, błękitnym
niebem kraju. Nie, już nie wciąga mnie ten zdradziecki, okrutny dół śmierci.
Nie boję się wejść w niego, opowiadać o nim, przeżywać jego mrok i ogrom
cierpienia. Nie boję się bólu odkrywanych ran , sensu tych baraków, drutów
kolczastych, bram, dawniej bez wyjścia. One są we mnie, ale w inny sposób,
na mój sposób i pod moją kontrolą, z mojej woli, z mojej doznanej wtedy
prawdy, której nie dam nigdy, na ile mogę z nią dotrzeć do ludzi, wypaczyć,
umniejszyć, zbanalizować jakkolwiek. I wiem, zdaję sobie dokładnie sprawę,
że to nie dziś, że to było wtedy, wczoraj a dziś władzę objęła inna, ludzka
rzeczywistość.

Istnieje były obóz, ludzie z oddaniem chroniący pamięć o
nim i wszelkie dowody zbrodni, zachowane szczątki - oraz miasto pnące
się do życia, do normalności, rozwoju, budowy. Dla mnie dziś to jedność,
nieskłócona jedność zwycięstwa życia , chronienia pamięci, uszanowania,
treści wielkiej przestrogi dla całej ludzkości - głównego sensu tego Miejsca,
jedynego na świecie, o światowej, międzynarodowej i ponadnarodowej nazwie
- OŚWIĘCIM - AUSCHWITZ . Przyjeżdżam tutaj jak do świętego miejsca. Do
pustki mojego baraku, do zakurzonej nary, na której przeleżałam ponad
rok i czuję jak głębia owego cierpienia, bólu, strat i mąk przynosi zrozumienie
sensu i wartości życia - oczyszczenie.

Potęgę uczucia, zwycięstwa nad tym co było tak strasznie
nieludzkie, zryw nowych sił twórczych, otwarcia na miłość do ludzi, do
świata, do działania dla ich dobra i wiarę, że ono jest możliwe, a życie
mimo wszystko jest wspaniałe i piękne. Właśnie dlatego, dlatego to Miejsce,
to miasto Oświęcim i obóz pamięci w Oświęcimiu tyle dla mnie znaczą, tyle
we mnie budzą uczuć. Poznałam pracujących tu ludzi, kierowników, historyków,
przewodników, urzędników. Stali się moimi najserdeczniejszymi przyjaciółmi,
jak również pierwsi czy późniejsi więźniowie polscy, więźniowie Auschwitz.
Przyjeżdżam do nich, jak do swoich najbliższych, jak do domu, do tak bardzo
nierozerwalnego z wczoraj i dziś - domu. Wymieniamy myśli, dzielimy się
uwagami, pomysłami ulepszeń, utrwalania wspomnień, problemami wokół nich,
wokół objawów braku zrozumienia, "szukania dziury w całym" przez takich
co krytykują a sami nie przyłożyli ręki by pomóc, by podźwignąć ten ogrom
ciężaru. I raz po raz zaznaję tutaj , w tym niesamowitym Miejscu coraz
więcej i więcej uznania, oddania - miłości. Często ogarnia mnie uczucie
szczęścia, radość życia, ale wtedy zaczynam się czuć winna i zadaję sobie
pytanie - CZY MAM PRAWO CZUĆ SIĘ TUTAJ SZCZĘŚLIWA ?...

A jednak tak się czuję posród tych ludzi w Muzeum Oświęcimia
- i tak się czuję gdy chodzę lub jadę ulicami miasta Oświęcimia, w pobliżu
obozu, miejsca moich dwuletnich męczarni, zawieszenia między życiem a
śmiercią jak na kruchej, cieniutkiej siatce pajęczyny... Dziś czuję tutaj
radość zwycięstwa i sens swego przeżycia, przetrwania - istnienia. I nie
pojmuję w czym widzą piętno i nad czym boleją mieszkańcy tego miasta?
Miasto Oświęcim powinno czuć się zaszczycone, że jest miastem symbolem,
przestrogą i nauką dla całej ludzkości, nauką, jaką powinien być człowiek,
aby podobne rzeczy nie zdarzyły się nigdy i nikomu! Przeglądam zdjęcia.
Nie, nie z wtedy z Auschwitz. Nie mam tych więźniarskich, zza drutów,
z ogoloną głową, w zmurszałych szmatach, przegniłych , spadających z nóg,
grzęznących w błocie drewniakach, zszarzałą twarzą, niepodobną do dziecięcej,
szarą jak ta goła ziemia czy sczerniałą jak ten dym z komina pokrywający
cały Oświęcim - Auschwitz. Taki mój obraz istnieje tylko we mnie, w środku.
Inni nie mogą go zobaczyć, albo widzą w jakichś fachowo zrobionych fotografiach
powo-jennych, w albumach. One jednak nie są te same, jakie są we mnie.
Ale mam też późniejsze, szczęśliwsze. Pierwsze moje zdjęcia pamiątkowe
przy drutach kolczastych, na ich tle w czarno - białych kolorach. Starannie
wykonane , z bliska - do książki którą napisałam , na okładkę. I jeszcze
jedno. Piękne, kolorowe. Też na tle drutów kolczastych, z pięknym bukietem
kwiatów, otrzymanych od uczniów w szkole w Oświęcimiu. Wielokolorowe,
barwna chusta pokrywa szyję, radosny, promienny uśmiech , druty w tle,
wieża wartownicza pusta, straszna pamiątka, przypomnienie. I serdeczny
uśmiech przyjaciół, przewodników, pracowników Muzeum.

Więc jaki to dziś Oświęcim ? Bólu i może w pewnym stopniu
grzesznego szczęścia radosnych powrotów w to Miejsce? - czerpania nowych
sił z tego niesamowitego źródła wiecznych łez, głębi oczyszczenia, zrozumienia
i niemilknącej tęsknoty poprzez tysięczne refleksje, zamyślenia i - miłością,
większą niż wszystko. Ludzie z wtedy i ludzie z dziś, teraźniejszość i
przeszłość w pojednaniu i spełnieniu, poprzez owe cierpienia, nad tamtym
dołem ! Ktoś popatrzył na te kolorowe zdjęcia i zapytał - takie jaskrawe
kolory tutaj ? w tym strasznym miejscu? Tak. Bo dziś to jest miejsce zrozumienia,
spełnienia, powrotu do życia, godności i zapamiętania !