Fotografia
Auschwitz - wczoraj i dziś
Czy mam prawo czuć się tutaj szczęśliwa?
 
Halina Birenbaum

Oświęcim. Nazwa jakiegoś miejsca, którą straszył w domu ojciec na początku lat czterdziestych, że nas wszystkich tam wyślą, za przepisywanie materiałów do gazetki konspiracyjnej przez mojego brata. W dwa lata później staje się to miejsce dla mnie i wielu, bardzo wielu ludzi jedyną rzeczywistością, otchłanią piekielną, bez żadnej szansy na wyjście. Zza naelektryzowanych drutów kolczastych, wszechobecnego błota , w którym grzęzną postacie niepodobne do ludzi, do nikogo, do niczego co było na tej ziemi znane sprzed tego koszmaru. Jakiś dół ludzkiego upadku i męki - najgłębszy, najczarniejszy, najbardziej okrutny na świecie - dół okrucieństwa, niewyobrażalnych męczarni. Wieczny, nie kończący się mrok śmierci, głodu, staczania się i spychania w najokropniejszą przepaść zła, ran, wrzodów, chorób, przekleństw, bicia, tortur - na drodze do komór gazowych i krematoriów.

Kominy krematoryjne - jako ukoronowanie, triumf królestwa wszelkiego zniszczenia ,tego co było życiem, człowiekiem, trawą polną- rozdeptywaną przez tysiące umęczonych, wychudzonych ludzi w zgniłych drewniakach, ciężkich od wlepionego w nie błota czy śniegu. Rzędy baraków, tak samo mrocznych i trupich, przepełnionych żyjącymi i umierającymi ludźmi - zapadającymi się coraz bardziej i bardziej na dno upadku, cierpień, upokorzeń, mroku beznadziejności. Stoją do dziś te baraki - "domeczki". Ciche, milczące, niewinnie wyglądające, nie dające najmniejszego wyobrażenia tego co tutaj się działo. Już nie ma w nich tej masy szkieletów ludzkich , ledwie poruszających się po tym niepojętym terenie ,strzeżonym wieżami wartowników. Byłam tam, tak bardzo, bardzo byłam tam - tyle razy umierałam i zamierałam... Udało mi się wydostać, udało mi się ocalić coś z duszy, z pamięci lat swego dzieciństwa, z bycia dzieckiem rodziców.

Udało mi się zapomnieć na tyle, by wrócić do normalnego życia, wejść w grono tych, którzy mieli szczęście nie być w tym dole, lub urodzić się, gdy został już zasypany. Wyprostowałam się, "wyrównałam" zewnętrznie, choć pamięć bezlitośnie przenosi mnie tam znów i znów ,w niepojętych okolicznościach, skojarzeniach, nie dających się ominąć. Ta moja pamięć , zmusza mnie do opowiadania, nie pozwala pogodzić się z myślą, że ktoś na świecie nie wie o tym .Wciąż opowiadam, wciąż jest to świeże, jak wtedy, bo właściwie nie opowiadam a przeżywam ciągle na nowo, to czym się tam oddychało.

Dzisiaj to Miejsce - ta nazwa Oświęcim - to nazwa normalnego miasta, zwykły adres mieszkańców, budujących swe życie , żyjących swą codziennością, problemami, ludzi zakładających rodziny, rodzących się, umierających naturalną śmiercią, gdy nadchodzi na to czas. Miejsce, które było moim Oświęcimiem, tym skrawkiem ziemi z królestwa piekła i wszechwładzy śmierci, stało się przedziwnym, budzącym paradoksalne spory, żale, pretensje i konflikty Muzeum Pamięci. Muzeum Pamięci największego na ziemi zła, cierpienia ,na które nie ma właściwego, odpowiedniego określenia. Pozostały baraki, szczątki drutów kolczastych, puste wieżyczki wartownicze nie budzące grozy ani nawet wyobrażenia grozy, zapach pleśni, ruiny komór gazowych, krematoriów .Rosną między nimi soczyste trawy, krzewy pokryte śniegiem, ożywione słońcem, odświeżone deszczem i świergotem ptaków czy pluskaniem ryb w pobliskich stawach. Życie zwyciężyło ! Piękno natury , przyrody zakryło mocno i głęboko tamten dół cierpienia i mordu. I tego również dziś ludzie nie potrafią uprzytomnić sobie , nie godzą się z tym faktem, starając się zobaczyć ów dół, poczuć przez moment cząstkę zasłyszanego piekła - grobu, którego nie ma.

Przeżyć to, przyjeżdżając tutaj na "wycieczkę" czy pobożną pielgrzymkę, lub fascynującą turystykę, to jest zgłębiać, niemożliwe do zgłębienia. Poczuć dreszcz dramatycznych przeżyć, których wyobraźnia im nie podpowie, nie wyrysuje, a niewinne "domki"- baraki - ciche i puste niczego nie powiedzą. Ja jednak widzę je oczami duszy, czuję w krążeniu swej krwi, odnajduję w każdej swej cząstce gdy tu przyjeżdżam ,czy kiedy pomyślę o nich z mojego dalekiego, opromienionego słońcem, ciepłem, błękitnym niebem kraju. Nie, już nie wciąga mnie ten zdradziecki, okrutny dół śmierci. Nie boję się wejść w niego, opowiadać o nim, przeżywać jego mrok i ogrom cierpienia. Nie boję się bólu odkrywanych ran , sensu tych baraków, drutów kolczastych, bram, dawniej bez wyjścia. One są we mnie, ale w inny sposób, na mój sposób i pod moją kontrolą, z mojej woli, z mojej doznanej wtedy prawdy, której nie dam nigdy, na ile mogę z nią dotrzeć do ludzi, wypaczyć, umniejszyć, zbanalizować jakkolwiek. I wiem, zdaję sobie dokładnie sprawę, że to nie dziś, że to było wtedy, wczoraj a dziś władzę objęła inna, ludzka rzeczywistość.

Istnieje były obóz, ludzie z oddaniem chroniący pamięć o nim i wszelkie dowody zbrodni, zachowane szczątki - oraz miasto pnące się do życia, do normalności, rozwoju, budowy. Dla mnie dziś to jedność, nieskłócona jedność zwycięstwa życia , chronienia pamięci, uszanowania, treści wielkiej przestrogi dla całej ludzkości - głównego sensu tego Miejsca, jedynego na świecie, o światowej, międzynarodowej i ponadnarodowej nazwie - OŚWIĘCIM - AUSCHWITZ . Przyjeżdżam tutaj jak do świętego miejsca. Do pustki mojego baraku, do zakurzonej nary, na której przeleżałam ponad rok i czuję jak głębia owego cierpienia, bólu, strat i mąk przynosi zrozumienie sensu i wartości życia - oczyszczenie.

Potęgę uczucia, zwycięstwa nad tym co było tak strasznie nieludzkie, zryw nowych sił twórczych, otwarcia na miłość do ludzi, do świata, do działania dla ich dobra i wiarę, że ono jest możliwe, a życie mimo wszystko jest wspaniałe i piękne. Właśnie dlatego, dlatego to Miejsce, to miasto Oświęcim i obóz pamięci w Oświęcimiu tyle dla mnie znaczą, tyle we mnie budzą uczuć. Poznałam pracujących tu ludzi, kierowników, historyków, przewodników, urzędników. Stali się moimi najserdeczniejszymi przyjaciółmi, jak również pierwsi czy późniejsi więźniowie polscy, więźniowie Auschwitz. Przyjeżdżam do nich, jak do swoich najbliższych, jak do domu, do tak bardzo nierozerwalnego z wczoraj i dziś - domu. Wymieniamy myśli, dzielimy się uwagami, pomysłami ulepszeń, utrwalania wspomnień, problemami wokół nich, wokół objawów braku zrozumienia, "szukania dziury w całym" przez takich co krytykują a sami nie przyłożyli ręki by pomóc, by podźwignąć ten ogrom ciężaru. I raz po raz zaznaję tutaj , w tym niesamowitym Miejscu coraz więcej i więcej uznania, oddania - miłości. Często ogarnia mnie uczucie szczęścia, radość życia, ale wtedy zaczynam się czuć winna i zadaję sobie pytanie - CZY MAM PRAWO CZUĆ SIĘ TUTAJ SZCZĘŚLIWA ?...

A jednak tak się czuję posród tych ludzi w Muzeum Oświęcimia - i tak się czuję gdy chodzę lub jadę ulicami miasta Oświęcimia, w pobliżu obozu, miejsca moich dwuletnich męczarni, zawieszenia między życiem a śmiercią jak na kruchej, cieniutkiej siatce pajęczyny... Dziś czuję tutaj radość zwycięstwa i sens swego przeżycia, przetrwania - istnienia. I nie pojmuję w czym widzą piętno i nad czym boleją mieszkańcy tego miasta? Miasto Oświęcim powinno czuć się zaszczycone, że jest miastem symbolem, przestrogą i nauką dla całej ludzkości, nauką, jaką powinien być człowiek, aby podobne rzeczy nie zdarzyły się nigdy i nikomu! Przeglądam zdjęcia. Nie, nie z wtedy z Auschwitz. Nie mam tych więźniarskich, zza drutów, z ogoloną głową, w zmurszałych szmatach, przegniłych , spadających z nóg, grzęznących w błocie drewniakach, zszarzałą twarzą, niepodobną do dziecięcej, szarą jak ta goła ziemia czy sczerniałą jak ten dym z komina pokrywający cały Oświęcim - Auschwitz. Taki mój obraz istnieje tylko we mnie, w środku. Inni nie mogą go zobaczyć, albo widzą w jakichś fachowo zrobionych fotografiach powo-jennych, w albumach. One jednak nie są te same, jakie są we mnie. Ale mam też późniejsze, szczęśliwsze. Pierwsze moje zdjęcia pamiątkowe przy drutach kolczastych, na ich tle w czarno - białych kolorach. Starannie wykonane , z bliska - do książki którą napisałam , na okładkę. I jeszcze jedno. Piękne, kolorowe. Też na tle drutów kolczastych, z pięknym bukietem kwiatów, otrzymanych od uczniów w szkole w Oświęcimiu. Wielokolorowe, barwna chusta pokrywa szyję, radosny, promienny uśmiech , druty w tle, wieża wartownicza pusta, straszna pamiątka, przypomnienie. I serdeczny uśmiech przyjaciół, przewodników, pracowników Muzeum.

Więc jaki to dziś Oświęcim? Bólu i może w pewnym stopniu grzesznego szczęścia radosnych powrotów w to Miejsce? - czerpania nowych sił z tego niesamowitego źródła wiecznych łez, głębi oczyszczenia, zrozumienia i niemilknącej tęsknoty poprzez tysięczne refleksje, zamyślenia i - miłością, większą niż wszystko. Ludzie z wtedy i ludzie z dziś, teraźniejszość i przeszłość w pojednaniu i spełnieniu, poprzez owe cierpienia, nad tamtym dołem! Ktoś popatrzył na te kolorowe zdjęcia i zapytał - takie jaskrawe kolory tutaj? w tym strasznym miejscu? Tak. Bo dziś to jest miejsce zrozumienia, spełnienia, powrotu do życia, godności i zapamiętania!