Gdybym była wierząca, musiałabym powiedzieć chyba, iż jest w tym ręka Boża. Jednak w cuda wierzę, chociaż sprawiają je ludzie, a raczej dobro istniejące w nich w głębiach duszy, dobro, które na różne sposoby zostaje pobudzane poprzez rozmaite ucznki, pozytywne działania. Władysław Szlengel, niezmiernie popularny poeta warszawski, napisał jeden ze swych krążących po osierociałym getcie, czekającym wiosną 1943 roku na ostateczną zagładę, wiersz Obrachunek z Bogiem. Czytało się wtedy te wiersze, podawane w odpisach z rąk do rąk, z niewypowiedzianą, głodną zachłannością, jak wchłania się soki ożywcze, żeby nie skonać.Widziało się w samym ich istnieniu, w chęci możliwości tworzenia w takich chwilach - siłę życia i jego nie ocenioną wartość. Poprzez wiersze poety o tak aktualnej, trafnie określonej treści czuło się niezbicie, że potęga życia ludzkiego silniejsza jest od śmierci, Niemców, Hitlera! Część utwrów Szlengla odnalazła się po wojnie pod gruzami getta warszawskiego wraz z archiwum historyka E. Ringelbluma i została opublikowana w Warszawie w tomiku Co czytałem umarłym. W wyjaśnieniach na końcu tej książki podano, że w notatkach Ringenbluma jest mowa o wierszu "Obrachunek z Bogiem", ale go nie odnaleziono. Istnieje tylko pewna strofka, która treść taką przypomina, ale może to również być część innego utworu poety. Szlengel, jak wiadomo, zginął w bunkrze podczas powstania w getcie warszawskim i nawet wiek jego nie był dokładnie znany. Po przeczytaniu "Co czytałem umarłym" napisałam i opublikowałam w "Nowinach Kurierze" artykuł: Słowo, które nie ginie nigdy, gdzie opisałam obszernie, w jakich okolicznościach zapoznałam się z wierszami Szlengla. W owej niewiadomej strofce natychmiast rozpoznałam "Obrachunek z Bogiem" i przytoczyłam kilka zdań utworu, które szczególnie wryły mi się w pamięć. Kilku czytelników natychmiast po opublikowaniu tego zwróciło się do mnie. Nawiązałam z nimi kontakt, a potem i przyjaźń, gdyż okazało się, że wiele mamy ze sobą wspólnego, co nas serdecznie łęczy. W zeszłym tygodniu, po upływie przeszło roku od tej publikacji otrzymałam list z Hajfy, od p. I. Szulmana, który doniósł mi, że po przeczytaniu mego artykułu w "Nowiny" przypomniał sobie, iż zazaz po wojnie znajomy wręczył mu otrzymany od kogoś z Warszawy odpis ręczny: Obrachunek z Bogiem. Dopiero teraz udało mu się wyszperać go w swych papierach i jeśli jestem jeszcze, chętnie mi prześle kopię... Pan Szulman jest także warszawianinem, przeżył wojnę wraz żoną i córką w Rosji. Oczywiście natychmiast zatelefonowałam. Otrzymałam z jego rąk calutki wiersz! Miałam niespełna trzynaście lat, gdy w domu na Nowolipiu 30, w bloku Szulca przeczytano mi go po raz pierwszy, na krótko przed rozpoczęciem powstania w getcie. Przeżyłam, zapamiętałam tak nam wtedy bliską i wymowną treść. Jestem wdzięczna losowi za możliwość wzięcia przypadkowego udziału w jego odnalezienia i wydaniu na światło dzienne, w czterdzieści dwa lata po jego napisaniu. Jednak w cuda wierzę. A więc istnieją cuda i dobrzy ludzie, dzięki którym dotarło jeszcze jedno Wołanie w nocy Władysława Szlengla. A może Bóg zawstydził się i nie chcąc pozostawić "karty" poety - czystej, pomógł w tym odnalezieniu, aby na czystej karcie obrachunku dopiasano jakiś czyn... Z odnalezionego obecnie wiersza dowiadujemy się, że poeta w chwili śmierci miał 32 lata.
Władysław Szlengel Może to był sen - (chociaż nie)
Bóg był starszym panem Kenkarty wprawdzie nie miał Wyjąłem dużą księgę Mam lat trzydzieści dwa Mówiono: módl się Przez ciężkie postu dni W męczocych smugach świec Mówiono: nie jedz świniny... Są różne miłe święta Kazano mi pamiętać Rzemieniem ściskałem ręce Mówiłem: Bóg pomoże Spójrz no, popatrz w księgę Biją mnie w twarz Głodno mi chłodno i tęskno Na wiatr więc wyrzucone Co Ty mi dajesz dziś Czy jeszcze czekasz bym No mów cos, proszę mów - Ten miły starszy pan, Czy to był zwykły sen? -
Władysław Szlengel, Wiersze te, napisane między jednym
A drugim Wstrząsem, w dniach konania |
||||||||||||||||
|