Fotografia
Szalom Haver...
(z moich niedalekich wspomnien izraelskich...)
Halina Birenbaum
 

Nagle stalo sie to codzienne jak kazda rzeczywistosc, do ktorej zostajemy powolani dynamika zycia. Na autach tabliczki ze slowami: "Shalom Haver" wypowiedziane przez prezydenta Billa Clintona na pogrzebie zamordowanego premiera Icchaka Rabina. I wciaz nowe, zaskakujace wstrzasy przytepiajace moznosc wchlaniania nastepnych, spychajace poprzednie w niepamiec, uniewazniajace je.

Moje prywatne, osobiste zycie dziwnym zbiegiem okolicznosci wplata sie ciagle w nurt wielkich zdarzen historycznych. Przypada mi nieustannie w udziale byc ich swiadkiem lub ofiara. A zabojca naszego Premiera (student prawa), Igal Amir, tez mieszka w odleglosci jednego przystanku autobusowego ode mnie...

Otrzymalam telegramy i listy od przyjaciol z Polski i Niemiec z wyrazami wspolczucia i zaloby, jakby to byla moja osobista tragedia. I chyba byla nia dla nas wszystkich w Izraelu, sadzac po mnozeniu sie nieszczesc odtad w calym rejonie Bliskiego Wschodu.

Miesiac po tym zabojstwie odbyla sie wielka akademia zalobna rowniez w Berlinie. Ogromna sala w budynku Judische Gemeinde (Gminy Zydowskiej) ledwie mogla pomiescic wciaz naplywajacych ludzi rozmaitych narodowosci, wieku, pozycji. Dyplomaci, konsul amerykanski, japonski, egipski. I niespodziewanie, ja tam wsrod nich w zwiazku z moim przyjazdem na spotkania z mlodzieza niemiecka.

Byla sobota, piekny dzien jesienny, jak w pelni lata. Nasz gosc z Polski, historyk, dr.S. z Muzeum Pamieci w Oswiecimiu radowal sie kapiela w cieplym Morzu Srodziemnym u nas w Herzlii. Przyjechal wlasnie, aby przeprowadzic wywiady z ludzmi pochodzenia polskiego, wiezionymi w latach okupacji hitlerowskiej na zaglade do Auschwitz. Rozmawialismy o dziejach Holocaustu, o dzisiejszych badaniach tych zdarzen, przekazie i obowiazku upamietniania owej przeszlosci.

W Polsce odbywaly sie w tym czasie wybory na prezydenta (dr. S. pojechal z samego rana do polskiej ambasady w Tel-Avivie, aby tam oddac swoj glos), a u nas goraca kampania ekstermistow przeciw ukladom pokojowym z Palestynczykami, przeciw obecnemu rzadowi i jego glowy, Icchaka Rabina.

Na ulicach Jerozolimy i Tel Avivu agresywne demonstracje przeciw Icchakowi Rabinowi, okrzyki zdrajca, morderca. Skomponowany obraz premiera Rabina w esesmanskim mundurze Himlera ze swastyka na ramieniu! Bezkarny szał krolowal.

Ktos zdolal zerwac z auta premiera godlo panstwowe, a potem oswiadczyc bezczelnie w wywiadzie telewizyjnym, ze w taki sam sposob dosiegnie sie glowy Rabina, bo on jest wrogiem i zdrajca, a taki nie jest juz Zydem, wiec nie bedzie grzechem zabic go w imie bezpieczenstwa, calosci panstwa, milosci narodu - i Boga!...

Kilku fanatycznych rabinow znalazlo paragraf, ze krew Rabina jest dozwolona do przelania. Pisano o tym, fotografowano mowcow, dyskutowano - nic po za tym. Wolnosc slowa... Rabin wprawdzie ostrzegal przed groza tych manifestacji nienawisci na tle sprzecznych pogladow politycznych. Ale to wszystko byly - lub wydawalo sie, ze sa - wylacznie slowa, bolesne, straszne i nic wiecej. Nikt przeciez nie powazy sie tutaj dotknac fizycznie przeciwnika politycznego rzadu czy parlamentu...

Oburzala mnie ta zadziwiajajaca poblazliwosc, ale coz znaczy moj slaby glos jednostki w poteznej masie innych, myslalam nie raz z przygnebiajaca bezradnoscia. Najchetniej nie ogladalabym telewizji, nie sluchala radia, aby te zlowrogie, bezczelne wrzaski nie wdzieraly sie w mozg, serce, nie irytowaly.

Zycie osobiste plynie zwykle w takiej czy innej atmosferze ogolnej swoim wlasnym trybem, wokol wlasnych problemow i spraw, az nie wedrze sie cos z zewnatrz i nie wzburzy jego podstaw. Wypelnia sie codzienne obowiazki, pielegnuje kontakty, snuje marzenia. Dzien po dniu uchodzi a z nim nasze radosci, smutki, osiagniecia, rozczarowania, oczekiwania - mniej lub wiecej usprawiedliwione zawisci, milosci... I wspomnienia jak w moim, czy nie tylko moim przypadku, posrod terazniejszosci.

Tej soboty wieczorem miala odbyc sie z inicjatywy burmistrza Tel-Avivu wielka demonstracja aprobaty pokojowej polityki rzadu Rabina. Nie myslalam tam pojsc. Nie lubie pchac sie wsrod tlumow z zadnego powodu, nie wierze w uzytecznosc tego, choc rozumiem, ze w jakis sposob ludzie pragna wspolnie wyrazic swoj sprzeciw wzgledem krzywd czy aprobote w ich zwalczaniu.

Tymbardziej wydawala mi sie ta demonstracja zbedna, gdyz rzad posiada wiekszosc w parlamencie, na coz organizowac masowe zebrania uliczne?! Tak tez odpowiadalam znajomym, ktorzy mnie przekonywali, ze nasza obecnosc i kazdego, komu sprawa pokoju jest bliska, jest na tym zgromadzeniu konieczna. Dzis wiem za pozno , ze oni mieli racje, nie ja.

Rabin zszedl z tego swiata majac przynajmniej przed oczyma masowe poparcie tlumow ludzi, a nie te plakaty pelne nieslychanych obelg i grozb. Bez tej demonstracji wcale by sie nie dowiedzial, jak wielka miloscia darzy go olbrzymia wiekszosc narodu. Otrzymal juz mandat nie tylko dla swej pokojowej polityki - a wprost do nieba!... (Przeciwnicy pertraktacji i ustepstw na rzecz pokoju twierdzili, ze on nie ma mandatu na realizacje takiej polityki).

Tego wieczoru, 4 listopada, bylismy zaproszeni wraz z naszym gosciem do znajomej na kolacje w Ramat-Haszaronie. Nie moglismy odmowic Sarze, zwlaszcza, ze zaprosila przez wzglad na obecnosc dr. S. jeszcze kilka osob, ktorych przeszlosc oswiecimska bardzo go interesowala w zwiazku z jego historycznymi badaniami, a oni nie mniej pragneli mu ja przekazac.

Wiedzialam zreszta, ze nasze dzieci pojda na demonstracje oraz ich liczni koledzy i godnie nas zastapia. W poludnie zadzwonila do mnie kolezanka z Kiriat Mockin. Boi sie bardzo, zeby tam nie polala sie krew tego wieczoru. Dlaczego Rabin bierze na siebie niepotrzebnie takie ryzyko?!

Wspomniala z wzburzeniem ciagle pogrozki ekstremistow, ktore brala z wyjatkowa powaga. Marysia przezyla Holocaust jako dziecko na aryjskich dokumentach w nieustannym strachu, ze ja rozpoznaja i wydadza Niemcom. Do dzis wszystkiego sie boi i zawsze podejrzewa czychajace niebezpieczenstwa zewszad.

Uspakajalam ja, ze tam na placu dzis bedzie wiecej policji i roznego rodzaju strazy niz demonstrantow, nie ma powodu do niepokoju. Beda tam wazni przedstawiciele rzadu, Premier w sercu zydowskiego miasta, co mu moze zagrazac? Wladza i sila sa w ich rekach!

U Sary bylo wesolo, uroczyscie. Nakryty stol, faszerowana ryba obok dan srodziemnomorskich, jak chumus, tchina, pita, ktore nasz gosc smakowal z zaciekawieniem. Pilismy "Le Chaim" polska wodka i izraelskim koniakiem, dzielilismy sie wrazeniami i wspomnieniami z miast i miasteczek naszego dziecinstwa, z lat mlodzienczych w Polsce.

Dr. S. sluchal w skupieniu, pytal, notowal skrupulatnie swe uwagi. Czas nam zlecial jak chwila. Przy pozegnaniu jeszcze dopowiadano sobie niejedno, przekazywano adresy, slowa podziekowania za mile przyjecie. Godzina byla okolo 23.00. Nie wiem nawet kto wlaczyl nagle telewizor.

I...przerazone tlumy na ekranie, paralizujace niewiarygodnie-prawdziwe slowa specjalnego komunikatu: "ktos strzelil kilkakrotnie z bliska w premiera Icchaka Rabina gdy schodzil radosnie z balkonu budynku Rady Miejskiej Tel Avivu po odspiewaniu wraz z setkami tysiecy ludzi hymnu pokoju "Tnu la szemesz laalot" (Dajcie sloncu wzejsc) i hymnu narodowego Izraela "Hatykwa" (Nadzieja) na zakonczenie entuzjastycznej demonstracji. Stan premiera krytyczny - zabojca ujety!"

Przykuci do miejsca chwytalismy z ust spikera kazde slowo, ton, poruszenie. Stalismy stloczeni ciasno przed telewizorem, nie wierzac w to, co dochodzi do naszych uszu. Nie miescilo sie to w glowie. Jedna, nie dajaca sie odwrocic chwila - i niepojety zwrot w sytuacji calego panstwa!

Nie, to niemozliwe! Wybieglam do holu, trzymajac sie rekami za glowe i wolajac na glos: zabili go, zabili go!!!

Nie rob paniki, rozloscil sie na mnie moj, zawsze panujacy nad soba maz! Powiedzieli, ze jest ranny. Zabili go! Zabili, mamrotalam juz tylko jakby do samej siebie, i jednoczesnie pragnac uwierzyc w to, co mowil Henryk. Ale bol, jaki mnie nagle przeniknal, nie zmniejszal sie. Nie moglam pogodzic sie z faktem, ze to sie moglo stac, ze oni osmielili sie zrealizowac swe przestepcze pogrozki, w ktorych moc nie wierzylismy!

Dalismy sie oszukac przez samych siebie, wierzac, ze to nie jest powazne, ze nie beda do tego zdolni. Zabojca nie zawahal sie przed niczym! I nikt nie byl w stanie go powstrzymac!

Znow ludzka ufnosc zdradzila, po raz ktory juz?! Zapomnielismy do czego prowadzi nienawisc, ograniczenie, fanatyzm!

Bylam przekonana od pierwszej chwili, nie wiem dlaczego, ze Rabin nie zyje. Ale nawet jesli na dnie duszy tlila sie nadzieja, ze jest tylko ciezko ranny, jak powiedzieli, nie bolalo to mniej.

Zadreczala bezradnosc wobec przemocy zla, od ktorego, jak sie okazalo, takze w normalnych czasach, we wlasnym zydowskim panstwie, czlowiek najbardziej strzezony, premier rzadu i minister bezpieczenstwa - tez nie ma ucieczki! Wiec kto jeszcze moze byc czegokolwiek pewny na tej kuli ziemskiej?!

Zyd zabil Zyda, odezwal sie ktos w oburzeniu. Slowa te zabrzmialy dziwnie banalnie. Jakie ma znaczenia narodowosc jest zabojcy?! To bylo o wiele wiecej!

Uosobienia zla zatriumfowalo znow nad przeswiadczeniem, ze mozliwe jest wspolzycie miedzy roznymi ludzmi, mimo innosci. Ze mozliwe jest porozumienie i pokoj w naszym rejonie.

Nagle, jakbym sie zapadla w mroki tego zwyciezkiego zla i nie obchodzilo mnie skad sie wywodzi jego sprawca tym razem. Pobozny student prawa sluchajacy slepo swego fanatycznego rabina, czy ktos z marginesow spoleczenstwa.

Rozeszlismy sie w przytlaczajacym milczeniu. Slowa nie mogly niczego wiecej wyrazic. Zabili go! - huczalo mi w glowie i modlilam sie o zaprzeczenie. O niczym innym nie zdolna bylam myslec.

Odwiezlismy naszego goscia do Tel-Avivu. Auta mknely po drodze w jakims ogolnym oszolomieniu, przerazeniu. Ludzie otwierali okna samochodow, szukajac jedni u informacji o stanie Rabina. Ponure, pytajace spojrzenia ze wszystkich stron. Szok, zgroza.

Nareszcie stanelismy na progu domu. W radiu wlasnie zakonczenie czytania biografii - urodzil sie w roku... studiowal, walczyl, sluzyl w.. Umarl. Zabili go!!!

Jakby mnie obrabowano z ostatnich strzepow nadziei i rownowagi. Nie moglam i nie chcialam pogodzic sie z tym faktem, chodzilam nerwowo po pokoju i wciaz sluchalam wiadomosci w radiu. Chcialam, aby mi ktos pomogl zrozumiec czy przestac raczej rozumiec. Aby mi powiedzial cos, czego nie wiedzialam, pomogl wierzyc, ze wszystko bedzie dalej mozliwe, jak przed tym mordem.

Telefonowalam do naszych synow. Mowilismy do siebie polglosem, jakby z leku przed tym niewiarygodnym nieszczesciem, wymienialismy uwagi, dopelniajac wzajemnie naplywajace informacje, szczegoly.

Zabili go - wyrzucilam z siebie poraz nie wiem ktory do syna. Zabili, powtorzyl za mna zgnebiony, oni jeszcze nas wszystkich zabija... Nazajutrz w telefonach od przyjaciol i bliskich tylko urywane slowa, ktore rozplywaly sie w lzach, w szlochu. Rece nie ukladaja sie do niczego - slyszalam wciaz.


Wpatrywalismy sie w telewizor, przezuwajac kazda podawana wiadomosc i komentarze, nie mogac uprzytomnic sobie, ze premier naszego rzadu zostal zabity podczas pokojowej demonstracji przez kogos, dla kogo wojna o ziemie jest swieta, a nie pokoj.

Tlumy ludzi na placu, gdzie zbrodnicza kula przeciela w jednej chwili bieg zycia i rozspostarla zalobe w calym kraju. Tlumy przed domem, w ktorym mieszkal Rabin z rodzina, gdzie w ciagu miesiecy, od rozpoczecia pertraktacji z Arafatem nie ustawaly dniem i noca demonstracje z plakatami i krzyki: "Rabin zdrajca, morderca! Precz!".

Nagle ucichli.. Jakby sami przelekli sie milczenia tej zbrodniczej smierci. Wytrzezwieli. Narod obudzil sie na moment, pojal nagle, do czego prowadzi nienawisc. Wszystko niemal dyszalo wylacznie przerwanym zyciem Rabina, nadziei oczekiwanego pokoju - bolem kleski.

Lzy, wience, stosy kwiatow, listow, wierszy, swieczek. Starzy, mlodzi, dorosli i dzieci. Niezliczone tlumy w okol trumny w Jerozolimie.

Nie moglam oderwac oczu od ekranu, ani uprzytomnic sobie, ze w tej trumnie pokrytej niebiosko-biala choragwia lezy teraz czlowiek, ktorego od tylu lat i wczoraj jeszcze, slyszalam prawie we wszystkich wiadomosciach politycznych i reportazach wojennych, odkad przybylam do tego kraju w 1947 roku.

Choragwie, glowy panstw, delegacje niemal z calego swiata, z daleka i bliska. Przypatrywalam sie im ze scisnietym sercem, ale chwilami tez ze lzami wdziecznosci za tak znaczaca obecnosc w tych tragicznych dla nas godzinach.

Przepelnialo mnie glebokie wzruszenie i wdziecznosc za dwa nowe slowa w trudnym, burzliwym krajobrazie naszej izraelskiej rzeczywistosci - Shalom Haver - Pokoj Przyjacielu. Zwlaszcza, ze smiertelny strzal w Premiera Icchaka Rabina odbieral nadzieje na ten upragniony pokoj.

Listopad, 1995