Fotografia
Trzy pamięci i niepamięć
"Biedni Polacy patrzą na getto" - 20 lat później
Rzadka to rzecz, że po dwóch dziesięcioleciach wraca się do artykułu prasowego, by nadal o nim dyskutować. Na czym polega aktualność "Tygodnikowego" tekstu Jana Błońskiego, który według niektórych otworzył drogę do dialogu polsko-żydowskiego?
Agnieszka Sabor /2007-10-18
Przed debatą ks. Adam Boniecki odebrał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za zaangażowanie w działalność opozycyjną przed Sierpniem 1980 r. i wsparcie Studenckiego Komitetu Solidarności. / Fot. GRZEGORZ KOZAKIEWICZ

Przed debatą ks. Adam Boniecki odebrał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za zaangażowanie w działalność opozycyjną przed Sierpniem 1980 r. i wsparcie Studenckiego Komitetu Solidarności. / Fot. GRZEGORZ KOZAKIEWICZ

Na to pytanie próbowano odpowiedzieć w krakowskim Centrum Kultury Żydowskiej, które zorganizowało dwie debaty poświęcone artykułowi Błońskiego. Najpierw mieli o nim rozmawiać przedstawiciele generacji młodszej, dla której - wydawać by się mogło - powinien on być czymś oczywistym. Tymczasem Eugenia Prokop-Janiec, uczennica autora, przypomniała, jak na wykładach i seminariach, w rozmowach ze studentami i asystentami, krystalizowały się tezy krakowskiego literaturoznawcy, który artykułując je nie czuł się ani prekursorem, ani bohaterem.

Zbyt dobrze pamiętał coś, co zdarzyło mu się w czasie okupacyjnego dzieciństwa. Któregoś wieczoru dostrzegł wychodzące z kanałów dwie postaci. Bez wątpienia byli to Żydzi. Zobaczywszy ich, aryjski chłopak poczuł wstyd i strach. Wstyd - bo był przecież bezradny, w żaden sposób nie mógł im pomóc. Strach - bo wolałby ich nie zobaczyć. Kto wie, czy w tym wspomnieniu nie kryje się źródło artykułu, który w 1987 r. miał się ukazać na łamach "TP"?

Znaczenie tamtego okupacyjnego obrazka zdawała się potwierdzać wypowiedź Macieja Gablanowskiego, niespełna trzydziestoletniego historyka z UJ i redaktora wydawnictwa Znak. Dla niego historia pozostaje w bezpośrednim związku z socjologią, zaś wspomnienia, świadectwa, opowieści - wszystko to, co składa się na oral history - stanowią źródło o takim samym znaczeniu, jak zasoby archiwów. I również w tym kontekście należy myśleć o artykule Błońskiego.

Jeszcze inny punkt wyjścia dla swojej wypowiedzi wybrała dziennikarka "TP" Patrycja Bukalska. Zainteresowało ją, co w relacjach polsko-żydowskich wydarzyło się w ciągu 20 lat, które minęły od tamtej publikacji.

Ta ostatnia kwestia pozostawała w tle drugiej debaty, w której wzięli udział bezpośredni "świadkowie" publikacji tekstu Błońskiego - ks. Adam Boniecki i Adam Michnik - a także Tomasz Terlikowski z "Rzeczpospolitej".

W swoim wystąpieniu redaktor naczelny "TP" zwrócił uwagę na to, co stanowiło siłę tamtego artykułu - tak poważną, że budzącą sprzeciw czytelnika. Nie chodziło bowiem wyłącznie o polski antysemityzm. Kwestie, które postawił Błoński, były bardziej dramatyczne: czy jako bierny obserwator Zagłady zachowuję niewinność, czy mogę zostać zaliczony do pomocników śmierci? I jeszcze jedno: na moich oczach zamordowano mojego sąsiada, a ja go nie opłakałem.

Adam Michnik wspominał swoje pierwsze - negatywne - wrażenia z lektury eseju Błońskiego i długie dyskusje z Jackiem Kuroniem, który zażarcie go bronił. On sam uważał wówczas, że to zbyt duży ciężar, że społeczeństwu nie wolno kłaść na plecy okupacyjnej historii. Dopiero po 1989 r. zrozumiał, że Błoński napisał jeden z najważniejszych tekstów w całej powojennej historii Polski. To prawda, w naszym kraju antysemityzm nie miał podczas okupacji zbyt wielu okazji, żeby się skompromitować (jesteśmy dumni, że nie mieliśmy swojego Quislinga). Jednak Czesław Miłosz, zapytany niegdyś przez naczelnego "Gazety Wyborczej" o antysemityzm, powiedział, że każda odpowiedź byłaby już usprawiedliwieniem. A to ma swoje konsekwencje.

Rzecz w tym, że artykuł Błońskiego nie dotyczył wyłącznie wojennej przeszłości. Stawiał pytanie o to, czym jest polskość, jakie są jej zadania i cele. Pytanie szczególnie aktualne. Zdaniem Michnika, Błoński wpisuje się w ciąg myślenia, który wyznaczają również Jan Józef Lipski i Jerzy Jedlicki. Niestety, dziś ta opcja przegrywa.

Tu rodzi się pytanie, które prowadzący debatę prof. Jan Woleński postawił redaktorowi "Rzeczpospolitej": czy tekst Błońskiego zmieściłby się w obowiązującej dzisiaj polityce historycznej, skoro słowo "Żyd" nadal pozostaje stereotypowym synonimem "obcego". Tomasz Terlikowski odpowiedział, że polityka historyczna ma wiele twarzy, zarówno Jana Żaryna, jak i Tomasza Merty. Zaś jeśli chodzi o relacje polsko-żydowskie, nie chcemy pamiętać nie tylko tego, co złe, ale nawet tego, co dobre. Nie chodzi o to, by obydwie pamięci pozostawały wobec siebie wrogie, ale o to, by się nawzajem uzupełniały. Przypomnieć przy tym trzeba, że dla Polaków zawsze ważny będzie fakt, iż oni także, choć w mniejszym stopniu, byli ofiarami niemieckich represji. Terlikowski dodał, że "lekcję miłości bliźniego odbiera się w domu".

Jednak, jak zasugerował prof. Woleński, należy mówić nie tyle o dwóch, ile o trzech pamięciach, bowiem ta polska rozpada się na dwie, o zupełnie innej genezie. Konsekwencje tego rozpadu pamięci Adam Michnik zauważa we współczesności: dla jednych ostatnie kilkanaście lat to najwspanialszy fragment historii Polski, dla innych - ubekistan. Jednocześnie na współczesny podział rzutuje przeszłość, zarówno Dwudziestolecia, jak i okresu II wojny światowej.

Kluczem jest tu Kościół. Naczelny "Gazety" po raz kolejny powtórzył: "Jest moim marzeniem, żeby chrześcijanie przynajmniej kilka razy do roku - i to nie tylko w >Tygodniku Powszechnym<, ale w Episkopacie, z ambony - słyszeli, że antysemityzm jest grzechem ("nie tylko wobec Ducha Świętego, ale i Matki Boskiej" - wtrącił ks. Boniecki). Jak dotąd od przedstawicieli Episkopatu zdarza mi się słyszeć, że nie byłoby antysemityzmu, gdyby nie było antypolonizmu. Tymczasem tacy będą Polacy, jaki będzie Kościół polski".

***

W obydwu debatach w Centrum Kultury Żydowskiej objawił się jeszcze jeden aspekt dzieła Jana Błońskiego. Okazało się, że jego aktualność wynika stąd, iż tekst o biednych Polakach patrzących przed ponad sześćdziesięciu laty na płonące warszawskie getto nie dotyczy czegoś zewnętrznego, ale nas samych - dzisiaj. Spotkania w CKŻ pokazały również, że mimo przedwyborczej, marketingowej teatralizacji życia publicznego możliwa jest jeszcze poważna rozmowa.?

Tygodnik Powszechny