Ewa Kern-Jędrychowska - Rozmowa z Tovah Feldshuh
Piękno w popiołach
O przesłaniu przedstawienia „Przysięga Ireny” oraz o przeżyciu, jakim było zagranie w nim roli głównej, rozmawiamy z jej odtwórczynią Tovą Feldshuh.
W minioną niedzielę wystawiana na Broadway’u “Przysięga Ireny” została odegrana po raz ostatni. Domyślam się, że publiczność zgotowała wam owację na stojąco, jak i po każdym wcześniejszym przedstawieniu...
Ludzie nie tylko wstali z siedzeń i bili brawo, ale wręcz płakali i krzyczeli... Muszę powiedzieć, że to było najtrudniejsze ostatnie przedstawienie w całej mojej karierze na Broadway’u. Bo „Przysięga Ireny” schodzi z afisza zdecydowanie przedwcześnie, mimo że graliśmy ją najpierw na off-Broadway’u w Baruch Performing Art Center przez niemal 12 tygodni, a potem na Broadway’u w Walter Kerr Theatre przez 4 miesiące, w sumie dając ponad 200 przedstawień. Problem polegał na tym, że mimo tego niesamowitego przeżycia, jakiego doświadczała publiczność, wpływy ze sprzedaży biletów były niewystarczające. Dopiero kiedy ogłosiliśmy, że sztuka schodzi z afisza, na dwa tygodnie przez ostatnim przedstawieniem do teatru zaczęły przychodzić niesamowite tłumy. Ale mimo wszystko był to wielki przywilej, że mogliśmy tysiącom ludzi przedstawić Irenę Gut - zwykłą dziewczynę, która zrobiła niezwykłe rzeczy w niezwykłych okolicznościach, i dała nadzieję nam wszystkim, że każdy z nas może być bohaterem.
W swojej karierze zagrała Pani wiele ról żydowskich. Teraz wcieliła się Pani w polską katoliczkę. Jak się Pani przygotowywała do odegrania tej roli?
Zagrałam wiele ról nieżydowskich, w tym Dolly Gallagher Levi i Marię von Trapp, no i wiele bohaterek szekspirowskich. Ale rzeczywiście żydowskie role przyniosły mi dużo szczęścia i popularności i jestem z nich znana. Moją karierę na Broadway’u utorowała sztuka „Yentl”, a potem „Golda’s Balcony” o Goldzie Meir. Zagranie polskiej katoliczki było dla mnie niezwykłym przeżyciem. Podczas przygotowań do sztuki dowiedziałam się wielu nowych rzeczy – nie tylko o Irenie, ale też o historii Polski i o kościele katolickim.
Pojechała Pani nawet do Polski... Proszę opowiedzieć o tej podróży...
Pojechałam do Polski, ale też na Ukrainę i Litwę. W sumie moja podróż trwała 2.5 tygodnia. Bardzo mi się podobało w Polsce. To naprawdę piękny kraj. Byłam między innymi w Warszawie, Krakowie i Częstochowie. Pojechałam też doTarnopola, w którym rozgrywa się spora część sztuki. Wtedy miasto to znajdowało się w granicach Polski, dziś jest na Ukrainie. Stamtąd pojechałam też do Lwowa i Kijowa, oraz do małego miasteczka na Ukrainie, z którego pochodziła moja rodzina. Odnalazłam tam nawet dawny dom mojej rodziny, który teraz jest częścią szpitala. To było dla mnie niesamowite, że w poszukiwaniu Ireny odnalazłam też część własnej historii.
Jakie wrażenie zrobiła na Pani Polska?
Niezwykłe. Podczas tej podróży spotkałam się m.in. z Polakami, którzy ukrywali Żydów, z księżmi i przedstawicielami rządu. Byłam bardzo mile dotknięta ciepłem Polaków i tym, że wysoko postawieni członkowie rządu chcieli się ze mną spotkać i podzielić się tym, co wiedzą i myślą o swoim kraju... Od nich usłyszałam wręcz: Nie ma historii Polski bez historii Żydów.
Przy okazji wiele się dowiedziałam o historii tego kraju. Byłam pod wielkim wrażeniem Kazimierza Wielkiego, który przyjmował i bardzo życzliwie traktował Żydów, kiedy wypędzano ich z innych krajów europejskich.
Nie mówię, że życie Żydów w Polsce było zawsze usłane różami, ale na pewno byli oni częścią społeczeństwa i ich związki z Polakami były bardzo bliskie.
To wszystko pomogło mi uświadomić sobie, że opinia panująca o Polsce jest bardzo niesprawiedliwa.
Czy myśli Pani, że to przedstawienie jakoś wpłynęło na stosunki polsko-żydowskie i sposób, w jaki Polacy są postrzegani?
Oczywiście… „Przysięga Ireny“, opowiadając historię tej kobiety, opowiada jednocześnie historię Polski, gdzie piękno można znaleźć nawet w popiołach i gdzie miało miejsce wiele aktów heroizmu. Do Polski przyczepiła się zła opinia i uważam za bardzo krzywdzące, że na przykład w mediach amerykańskich ciągle pojawiają się sformułowania o „polskich obozach śmierci“, które przecież budowali Naziści.... Mam nadzieję, że to przedstawienie choć trochę zmieniło nastawienie do Polski. Budowane teraz w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich też na to na pewno wpłynie.
Czy podczas podróży do Polski dowiedziała się Pani czegoś o Irenie, czego Pani nie wiedziała wcześniej?
Na przykład tego, że nie podawała swojej prawdziwej daty urodzenia, odmładzając się o 4 lata. Ale przede wszystkim poczułam atmosferę Polski i takich miast jak Częstochowa, gdzie religia, tak ważna dla Ireny, jest mocno obecna...
Spędziła Pani dużo czasu studiując katolicyzm...
Tak, gdyż Irena była bardzo wierzącą osobą. Ona wręcz była przekonana, że to Bóg ją postawił w tej sytuacji i dał jej odwagę, aby podjąć się ukrywania Żydów w piwnicy domu niemieckiego majora Eduarda Rugemera, u którego pracowała. Straszne było dla niej to, że kiedy podczas spowiedzi wyznała księdzu, że sypia z majorem, by ratować Żydów, ten nie dał jej rozgrzeszenia. Później zresztą odeszła z kościoła katolickiego i wstąpiła do kościoła episkopalnego.
Ale podróż do Polski pomogła mi uświadomić sobie także, że polski katolicyzm jest bardzo związany z patriotyzmem, że jeśli katolicyzm w Polsce przetrwa, to przetrwa także polskość, i że bycie katolikiem w Polsce różni się od bycia włoskim katolikiem. Polacy mają swoją indywidualną relację z religią, a już na pewno z Matką Boską.
Czy trudno było Pani opanować polski akcent, z którym mówi Pani grając Irenę?
Miałam 9 godzin nagrań Ireny, które dostałam z Shoah Foundation Institute i które studiowałam bardzo uważnie. Słuchałam też, jak inni Polacy mówią po angielsku. Czasami ćwiczyłam przed znajomymi Polakami mój akcent i oni mi na przykład mówili, że brzmię bardziej jak Rosjanka niż Polka. Więc znów studiowałam nagrania Ireny i w końcu doszłam do tego, jak wymawiać głoski z polskim akcentem.
Czy zawsze poświęca Pani tyle czasu na studiowanie ról?
Zawsze... Na tym zbudowałam swoją karierę...
Grała Pani Irenę w różnym wieku – najpierw jako młodą dziewczynę, potem jako osobę starszą. To też na pewno nie było łatwe...
Zawsze, kiedy się gra jakąś rolę, trzeba sobie odpowiedzieć na pewne pytania. W przypadku Ireny, musiałam na przykład dojść, jak wyrazić to, że ona jest Polką, a nie Amerykanką, ale też czym różni się Irena młoda od starszej...
Przede wszystkim aby zagrać Irenę schudłam prawie 12 kilo i teraz ważę tyle, ile ważyłam w 9. klasie. Mam nadzieję, że pozostanę przy tej wadze. Muszę też powiedzieć, że bardzo mi się podobało, iż mogłam zagrać młodą osobę...
Z drugiej jednak strony, to było bardzo intensywne i fizycznie wyczerpujące doświadczenie. Jeśli bowiem jest się chociaż trochę dobrym w tym zawodzie, twoje ciało nie wie, że ty grasz - ciału wydaje się, że ty przez to wszystko rzeczywiście przechodzisz... A Irena przeszła bardzo wiele...
Przedstawienie dostało mieszane recenzje. Niektóre były bardzo pozytywne, zwłaszcza kiedy sztuka była grana na off-Broadway’u; inne podkreślały, że historia jest przedstawiona niewiarygodnie, że zastosowanie humoru w sztuce o holokauście jest niesmaczne, że losy Ireny są niesamowite, ale przedstawiono je w banalny sposób, itd. Co Pani na to?
Ja nazywam „Przysięgę Ireny” ogromnym przeżyciem. Dla mnie to coś więcej niż sztuka... To prawdziwa historia, która została w piękny sposób opowiedziana przez Dana Gordona. Może niektórzy krytycy nie rozumieją, że on posłużył się różnymi chwytami, by wydobyć pewne efekty... W moim przekonaniu Gordon jest wspaniałym mistrzem fabuły i opowiedział tę historię tak, że wszyscy słuchali w wielkim napięciu... Ludzie siedzieli w bezruchu przez 90 minut, tak byli przejęci... A na koniec płakali i zrywali się z siedzeń. Publiczność kochała to przedstawienie. Prawdopodobnie gdybyśmy się nie przenieśli na Broadway, moglibyśmy je grać latami na off-Broadway’u, ale z tego nie można się utrzymać. Ja wciąż głęboko wierzę, że to jest sztuka dla szerszej publiczności i mam nadzieję, że pokażemy ją jeszcze w wielu miastach na całym świecie podczas międzynarodowej trasy, w którą się wybieramy.
Czy była Pani zaskoczona, że sztuka nie dostała żadnych nominacji do nagród Tony?
Bardzo. Ale co mogliśmy zrobić? Nie wiem, dlaczego tak się stało... Wiem tylko, że mimo iż przedstawienie nie dostało żadnej nominacji, publiczność nadal nagradzała nas owacjami na stojąco... Nie można żyć sugerując się rzeczami zewnętrznymi, na które nie ma się wpływu, bo wtedy można zwariować...
Jakie ma Pani plany na przyszłość?
Niedawno odrzuciłam jedną sztukę i jeden film. Jestem natomiast rozważana jako odtwórczyni głównej roli w pewnym musicalu. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
A w międzyczasie jadę naYale University, gdzie często w okresie letnim wykładam. W tym roku będę uczyć aktorów interpretacji piosenek. A potem mój mąż zabiera mnie do Paryża. Generalnie nie spieszę się z angażowaniem w duże projekty. „Przysięga Ireny” była dla mnie tak bogatym doświadczeniem, że nie chcę tak szybko się z tego otrząsnąć.
Wiem, że w planach jest też powstanie filmu o Irenie. Czy zagra w nim Pani, jeśli dojdzie do jego realizacji?
Musiałabym wcześniej dostać taką ofertę. Wstępnie rozmawiano ze mną na temat odtworzenia w nim roli Ireny w starszym wieku. Ale to wszystko są na razie dalekosiężne plany, więc do kontraktu jest jeszcze bardzo daleko...
Rozmawiała: Ewa Kern-Jędrychowska
RAMKA:
„Przysięga Ireny“ opowiada o losach Polki, Ireny Gut-Opdyke (ur. 15 maja 1918 r. w Kozienicach, zm. 17 maja 2003 r. w Kalifornii). W czasie II wojny światowej Irena została schwytana, pobita i zgwałcona przez żołnierzy Armii Czerwonej. Wkrótce po ucieczce od Rosjan została zatrzymana przez Niemców. W 1942 roku major Edward Rugemer zabrał ją ze sobą jako pomoc domową do Tarnopola. Podczas likwidacji tamtejszego getta latem 1942 roku Irena pomogła uciec 12 Żydom. 6 z nich urządziła kryjówkę w pobliskim lesie, pozostałych ukryła w piwnicy domu, w którym mieszkał Rugemer. Kiedy major odkrył secret Ireny, zgodził się utrzymać to w tajemnicy, ale wymusił na niej, by została jego kochanką. Po wojnie Irena posądzana o kolaborację z Niemcami, wyjechała do USA przy pomocy pełnomocnika ONZ w Polsce, Williama Opdyke’a. Po 7 miesiącach pobytu w Nowym Jorku ponownie spotkała Opdyke’a, wyszła za niego za mąż, a następnie para wyprowadziła się do Kalifornii. Tam Irena pracowała jako dekoratorka wnętrz. Swoje wspomnienia spisała w książce „In My Hands“ („W moich rękach“), wydanej w 2001 roku. Na jej podstawie Dan Gordon napisał sztukę „Irena’s Vow“ („Przysięga Ireny“), która po odegraniu ok. 200 przedstawień na off-Broadway’u i Broadway’u 28 czerwca br. zeszła z afisza kilka miesięcy wcześniej niż początkowo zapowiadano.
Jak zapewnił naszą gazetę główny producent „Przysięgi Ireny“ Stan Raiff, nie oznacza to, że przedstawienie pójdzie w zapomnienie. „Za jakiś czas wyruszamy w trasę po USA i po świecie; w planach jest także nakręcenie filmu, o czym Dan Gordon, piszący głównie scenariusze filmowe, myślał od początku“ – mówi Raiff. Powstaje też właśnie fundacja inspirowana losem Ireny Gut pod nazwą „Women of Courage“, która będzie wspierać kobiety w wieku lat 18-22 w dążeniu do realizacji ich celi życiowych. „Dzięki Irenie wiemy, że rzeczy niemożliwe można osiągnąć, jeśli ma się wystarczająco dużo odwagi – przekonuje Raiff. - Misją fundacji będzie pomoc kobietom, które w to wierzą.“ Raiff nie wyklucza także, że w przyszłości „Przysięga Ireny“ może powrócić na Broadway.
żródło:
"Nowy Dziennik"