Platforma dialogu polsko-żydowskiego
 
 
 

Mistrz sprawiedliwy

Rabin Schudrich mówi, że w tradycji żydowskiej głównym celem życia nie jest wejście do raju, ale bycie człowiekiem dobrym tu i teraz.


Rabin Michael Schudrich, maj 2008 r. / fot. Anna Włoch

Rabin Michael Schudrich, maj 2008 r. / FORUM


Medal Świętego Jerzego
Medal Świętego Jerzego

A wyszukaj sobie z całego ludu dzielnych, bojących się Boga i nieprzekupnych mężów, którzy się brzydzą niesprawiedliwym zyskiem, i ustanów ich przełożonymi, aby mogli sądzić lud w każdym czasie” – radził niegdyś Jetro Mojżeszowi. Tak powstał urząd rabina.

Jakub, Izaak, Michael

Zacząć trzeba bowiem od wyjaśnienia: rabin nie jest tak po prostu „żydowskim odpowiednikiem” katolickiego księdza. W judaizmie – od czasów, kiedy ostatecznie zburzono Świątynię Jerozolimską i Żydzi nie mogli już sprawować ofiary – praktycznie nie ma funkcji kapłańskiej. Pamięć o niej przetrwała głównie w dziedziczonym nazwisku „Cohen”, które do dziś wiąże się z prastarymi restrykcjami dotyczącymi czystości rytualnej.

Tymczasem rabin to po hebrajsku „mój mistrz” – wyświęcony uczony w Piśmie, tradycyjnie upoważniony do rozstrzygania spornych kwestii dotyczących religii i moralności: autorytet, nauczyciel, czasem sędzia pokoju, a przy tym wszystkim synagogalny urzędnik zatrudniany przez gminę.

Kiedy zwiedza się Muzeum Diaspory w Tel Awiwie, zdumiewa wielość przywoływanych tam nazwisk wielkich rabinów z Polski. Od Jakuba Polaka, który na przełomie XV i XVI w. ustanawiał zasady pilpulu, zamieniającego naukę religii w ostrą, „pieprzną” debatę, aż po Izaaka Cylkowa, który w czasach młodości Stefana Żeromskiego wspaniale tłumaczył na język polski żydowską Biblię.

Jak dziś sprawować urząd rabina, ba, naczelnego rabina całej Polski – ziemi, która przed wiekami była polin (co po hebrajsku oznacza „tu spocznij”), która wydała wybitnych rabinów, a która zamieniła się w straszne, żydowskie cmentarzysko? W kraju, gdzie pozostało tylko kilka rachitycznych gmin żydowskich, z których największa, warszawska, liczy niewiele ponad czterysta osób?

Urząd Naczelnego Rabina Polski istniał w okresie międzywojennym. Po wojnie próbowano go wskrzesić dopiero u schyłku komunizmu w 1988 r. Wtedy objął go stary „patriarcha” Menachem Joskowicz. W 1999 r. funkcję tę zlikwidowano – aż do roku 2004.

Wtedy to Zarząd Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich Rzeczypospolitej Polskiej podjął decyzję o przywróceniu urzędu Naczelnego Rabina Polski. Został nim Michael Schudrich. Nowojorczyk, urodzony w 1955 r. syn rabina, z pochodzenia jest oczywiście Żydem polskim; jego rodzina wywodzi się z Baligrodu – z podkarpackich okolic Leżajska, Bobowej i Leska – miejsc uświęconych tradycją chasydzką. On sam, religioznawca i historyk wykształcony na State University of New York, a także na Uniwersytecie Columbia, w 1980 r. uzyskał simchę, czyli ordynację rabinacką – najpierw konserwatywną, zaś w roku 2000 – ortodoksyjną (pamiętać trzeba, że judaizm jest religią mocno zróżnicowaną wewnętrznie).

Ciekawe, czy Polska nie okazała się dla Schudricha wyzwaniem trudniejszym niż Japonia, dokąd pojechał najpierw, by zaopiekować się konserwatywną gminą żydowską w Tokio. Na Dalekim Wschodzie spędził sześć lat, by w 1990 r. przyjechać do Warszawy, otrząsającej się właśnie z komunizmu. Najpierw – przez osiem lat – reprezentował w Warszawie Fundację Laudera, której celem było przypomnienie tradycji i odnowienie życia żydowskiego. W roku 2000 został rabinem Warszawy i Łodzi – najaktywniejszej wspólnoty żydowskiej w kraju. Doprowadził też do tego, że w stolicy czy we Wrocławiu zaczęły powstawać żydowskie przedszkola i szkoły. Popularne także wśród nie-Żydów, stały się naturalnymi ośrodkami dialogu międzykulturowego.

Ortodoksja otwarta

Wybrany Naczelnym Rabinem Polski, Michael Schudrich zobowiązywał się tym samym do wielu obowiązków wobec wspólnoty. Umowa głosiła, że „główny rabin koordynować będzie w kilku gminach wszelkie sprawy związane z koszerem i będzie jedyną osobą upoważnioną do wydawania w imieniu polskiego rabinatu certyfikatów koszerności”. Że „we wszystkich sporach lub nieporozumieniach, jakie wynikną wewnątrz gminy lub pomiędzy gminami, Główny Rabin zasiądzie w komisji szukającej kompromisu lub rozstrzygnięcia dla danego sporu”. Że będzie reprezentował społeczność żydowską podczas uroczystości państwowych.

Przybysz z Nowego Jorku i Tokio podejmował się też opieki nad każdym cmentarzem (często zrujnowanym), należącym do gminy żydowskiej w Polsce, a także zajęcia się byłymi obozami koncentracyjnymi i obozami zagłady. Miał być odpowiedzialny za prowadzenie w Warszawie nabożeństw modlitewnych, za obchody świąt, edukację i pochówki. Innymi słowy: miał zająć się tym, czym zajmuje się każdy rabin.

Jednak bycie rabinem w powojennej Polsce ma charakter szczególny. Chociażby dlatego, że gminy żydowskie w Polsce – niewielkie i przez lata spychane na margines – pomału próbują się odrodzić. A z tym wiążą się problemy, np. te związane z coraz liczniejszymi konwersjami. W 2003 r. Michael Schudrich opowiadał Konstantemu Gebertowi na łamach „Midrasza”, jak po raz pierwszy przygotowywał w Polsce chętnych do konwersji na judaizm: „To było w 1995 r. Dwie osoby miały żydowskich ojców i nieżydowskie matki, jedna – matkę najprawdopodobniej żydowską, lecz nie było na to dowodów, a jedna osoba niewiele wiedziała o swoim pochodzeniu. (...) To była, można powiedzieć, typowa próbka”. Dalej rabin tłumaczył: „Nie uznałbym motywacji konwertyty, który uznałby, że tylko będąc Żydem osiągnie zbawienie, bo wiemy przecież, że tak nie jest. Najważniejsze jest to, by ktoś rzeczywiście chciał spełniać przykazania dla samych przykazań, i by chciał stać się częścią narodu żydowskiego”.

Chyba na takim właśnie rozumieniu judaizmu – bardzo konsekwentnym i opartym na poczuciu obowiązku – zbudowała się postawa ortodoksyjnego rabina, otwartego na spotkanie z chrześcijanami i chrześcijaństwem. Kiedyś zdefiniował ją w audycji radiowej, powołując się na przykład Jana Pawła II: „On rozumiał, że nie zdradza swojej wiary, gdy będzie wiedział więcej o judaizmie, buddyzmie i innych religiach. Daje mi dużo sił to, że mogę być otwarty na inne religie, mogę się o nich uczyć i nie jest to zdrada mojej wiary”.

Stąd częsty udział Michaela Schudricha w dyskusjach międzyreligijnych – także tych, które organizuje „Tygodnik”. Przed kilku laty zainicjowaliśmy cykl „Cztery strony nieba”. Na jednym ze spotkań rabin rozmawiał o granicach rajów – z ks. Adamem Bonieckim, imamem Selimem Chazbijewiczem i Piotrem Kłodkowskim. Postulował wtedy, by „ludzie środka” każdej religii, którzy w jakiś sposób zawsze są sobie bliscy, byli głośniejsi od fundamentalistów. Mówił, że w tradycji żydowskiej głównym celem życia nie jest wejście do raju, ale bycie człowiekiem dobrym tu i teraz. Nie znał jeszcze wtedy dobrze języka polskiego (dziś jest już obywatelem naszego kraju). Pełne spółgłosek słowa stawiały mu opór, ale budziły zaufanie słuchaczy.

Mocna świadomość własnej religii oznacza bowiem także empatię. Kiedy w maju 2006 r. Benedykt XVI odwiedził obóz koncentracyjny w Auschwitz i wygłosił tam przemówienie skrytykowane przez część środowisk żydowskich, Naczelny Rabin Polski powiedział: „On musi być wielkim człowiekiem, jeśli jest gotów być tutaj i zobaczyć, co jego rodacy zrobili 60 lat temu”.

Polskie uwikłanie

Bycie rabinem w Polsce oznacza także uczestnictwo w tym, co Anka Grupińska nazwała „polskim uwikłaniem w żydostwo”. Schudrich nie raz dawał moralne wsparcie Polakom borykającym się z własną historią i pamięcią. Ostatnio wtedy, gdy przekonywał, że „Strach” Jana Tomasza Grossa buduje, a nie niszczy polsko-żydowski dialog.

Jako rabin stanął w niezwykle trudnej sytuacji, kiedy po ukazaniu się „Sąsiadów” IPN podjął śledztwo w sprawie jedwabieńskiego mordu. Problemem okazała się konieczność przeprowadzenia ekshumacji na miejscu zbrodni. Judaizm stanowczo sprzeciwia się naruszaniu spokoju zmarłych. Mimo to rabin, nie godząc się na ekshumacje, podkreślał, że rozumie powody, dla których strona polska chce je podjąć. I był na miejscu, kiedy je podjęto.

W równie trudnym położeniu znalazł się, gdy biskupi zaprosili go na modlitwę za Żydów zamordowanych w Jedwabnem. Nie mógł przyjść do warszawskiego kościoła Wszystkich Świętych: uroczystość zorganizowano 27 maja 2001 r. – podczas święta Szawuot, jednego z największych w kalendarzu żydowskim, przypominającego o nadaniu Tory na Synaju. W toczącej się wówczas wewnątrzkościelnej debacie ułatwił jednak zadanie zwolennikom podjęcia pokuty za jedwabieńską zbrodnię: jego wypowiedź, że „oskarżanie Polaków o współudział w Holokauście jest grzechem”, cytowało z aprobatą wielu biskupów. „Pan rabin Schudrich powiedział: »Dla Polaków ważniejsze od tego, co o tej tragedii będą mówić w USA, powinno być to, co Polacy powiedzą Bogu«. Ja bym powiedział: ważne jest, jak Polacy staną w prawdzie przed Bogiem, wspólnym Bogiem” – mówił choćby abp Henryk Muszyński w wywiadzie dla „TP”.

W maju 2006 r. Schudrich został zaatakowany na warszawskiej ulicy. Młody neonazista, zobaczywszy człowieka w kipie na głowie, krzyknął: „Polska dla Polaków”. Kiedy rabin zapytał, dlaczego tak powiedział, napastnik uderzył go w klatkę piersiową i prysnął w twarz gazem. O ataku natychmiast poinformowały światowe media – także te największe, jak „New York Times”, który zarzucił ówczesnemu polskiemu rządowi (na jego czele stał wówczas Kazimierz Marcinkiewicz) bierność; Schudrich natychmiast wystosował sprostowanie, powołując się na sprawne działania policji i na swoje spotkanie z prezydentem Warszawy Lechem Kaczyńskim. Zawsze, kiedy mowa o polskim antysemityzmie, rabin – nie bagatelizując problemu (aby ocenić jego skalę, wystarczy przeczytać posty, które pojawiają się w internecie obok nazwiska „Schudrich”) – podkreśla, że „mamy też obowiązek pamiętać o tej części polskiego społeczeństwa, która nie tylko jest gotowa, ale już widzi, czym jest pamięć żydowska”.

***

Jednak najważniejsze jest coś innego. W 2000 r. Halina Bortnowska wspominała na łamach „TP” jedną z wizyt w warszawskiej synagodze: „Przed Rabinem rozłożona księga Majmonidesa, duchowego mistrza, komentatora Tory, który żył w XII w. To tak, jakbyśmy dziś w naszym kościele sięgnęli po »Summę« Tomasza z Akwinu. (...) Rabin czyta głośno dwa, trzy zdania hebrajskie. Na wpół je tłumaczy, na wpół komentuje po polsku, nieraz szukając polskich odpowiedników słów angielskich, w czym audytorium bierze czynny udział, pilnując, by Rabin powtórzył wskazane polskie słowo z całą dokładnością: »exception« – »wyjątek« – »wijontek«, nie! »wy-ją-tek«... Mimo trudności, zasadnicza treść dociera także do mnie, gojki na babskiej galerii”.

Tu powtórzyć trzeba definicję: rabin znaczy „mój mistrz”.

 

Tygodnik Powszechny

 
 
 

 

 

 
 


Dokumenty i teksty

Myśli

Jan Paweł II - Papież Dialogu

Halina Birenbaum - Człowiek Pojednania 2001