|
Żydowski poeta z Polski |
|
(nieznany autor)
|
Idzie za mną ten smutek polskich łanów,
przez pięć kontynentów i trzy oceany,
jak pas światła meteorów,
idzie za mną to światło z lat dzieciństwa.
I nie raz staję po środku
gdzieś jakaś droga - słońce rozżarzone,
i tysiąc pytań przychodzi w oniemieniu:
dokąd ty idziesz, od kogo pochodzisz?
I jak ty możesz nie wyskoczyć ze skóry,
i musisz tak płakać i słuchać, gdy się nagle rozśpiewają
polskie łany w twej duszy,
i przedwieczorne kościelne dzwony
przypominają - przypominają
kim ja jestem, czym jest moja dusza -
czy na prawdę urodziły ją dwie matki?
Dzwonią, dzwonią, dzwonią -
dzwony katolickie, polskie, przedwieczorne,
w świetle zachodu słońca - dzwonią - w czerwieni.
Ale dokąd ja idę?
Co znaczą nagle słowa, które dźwięczą
w moich uszach:
świat ma siedem bram
i wszystkie są dla ciebie zamknięte -
ta zapaść, ta czerwona -
i - jaki będzie mój koniec -
skoro dwukrotnie jestem urodzony -
czy muszą też przyjść dwie śmierci
1935
Tłumaczyła z idisz, Halina Birenbaum
(Tego samego autora, w orginale zwrotki polskie naprzeciw każdej zwrotki
idisz... H.B.)
Polsko, Ojczyzno moja, dzieciństwa duszo,
Ty jesteś jak wiecznie otwarta rana,
Dla tych, którzy Cię wiecznie kochać muszą,
Bo tysiąclecia kajdanami z nimiś związana.
Nagle łzy jak krwotok buchają ze mnie:
Polsko, kocham Cię wiecznie, potajemnie;
Niech milczy, kto Miłość zamilczeć może,
My, poeci, nie możem; smutno nam, Boże.
Polska Ty mowo, niby krwi bandażem, przesiąkłaś mą duszę;
Do Boga po polsku mówię, gdy wzywam Go na morzu,
przez burze,
Po polsku kocham - gdzieś w Nowym Jorku lub Singapurze,
Bo kiedykolwiek Miłość wyznaję - po polsku
wyznawać muszę.
1935
|